Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Publikacje / 05.04.06 / Powrót

Historia pewnego flirtu
Dział: O polityce i politykach

Początek był obiecujący i sielankowy. Ponętna panna (Platforma) oraz prawy i sprawiedliwy kawaler (PiS) szykowali się do małżeństwa oraz przejęcia władzy we wspólnocie mieszkaniowej, której byli członkami, a którą wcześniej zarządzali niemili im lokatorzy. Ażeby objąć władzę musieli wygrać wybory – takie są zasady w tej wspólnocie. Plan był taki, że wygra ona (bo bardziej lubiana przez lokatorów) i będzie grała w (za)rządzie pierwsze skrzypce, powierzając mu mniej odpowiedzialne zadania. Jednak to on wygrał.
Najpierw się ucieszył, że będzie mógł bez przeszkód z jej strony wprowadzać własne porządki – prześwietlać przeszłość lokatorów do trzeciego pokolenia wstecz, dyktować jak mają żyć i jak wychowywać dzieci, wziąć pod but dziennikarzy, a w kamasze lekarzy. Potem jednak zdał sobie sprawę, że będzie musiał też zapracować na chleb i pilnować kasy, do czego – jak to wizjoner, a za takiego się uważał - dziwnie nie miał głowy i chęci. Ci ciemni lokatorzy mogli tego nie zrozumieć, ale liczył, że ona – choć już nie jako głowa rodziny –zajmie się, tak jak planowali, przyziemnymi sprawami. W razie niepowodzenia mógłby na nią zrzucić winę.
Niemile go zaskoczyła odmową, obrażony zaczął więc rozglądać się za inną partnerką, bo sam nie dałby rady rządzić. Długo nie szukał – Samoobronie i Lidze też się marzyła władza. Panny to wprawdzie mało odpowiedzialne i mniej popularne wśród lokatorów, ale i mniej wymagające. Trudno mu było jednak porzucić myśl o związku z Platformą, któremu duża część lokatorów też sprzyjała (taka ładna byłaby z nich para), więc rad nie rad, zarzekając się, że o ślubie nie ma mowy, zdecydował się na życie z Samoobroną i Ligą w konkubinacie.
Zrazu im to odpowiadało. Nastąpiła wymiana prezentów i prezencików. On dał becikowe, one – Krajową Radę Radiofonii i Telewizji, on – rzecznika praw dziecka, one komisję śledczą do spraw banków. Wciąż jednak zerkał w stronę nieprzystępnej oblubienicy, która na złość mu roztaczała swoje wdzięki budząc sympatię części lokatorów. Dotąd potulne konkurentki uznały to za wiarołomstwo i w końcu postawiły sprawę jasno: albo my, albo Platforma.
Dopóki starczało pieniędzy na błyskotki, dało się związek jakoś utrzymać. Zasoby, odziedziczone po poprzednim zarządzie Marka Belki, zaczęły się jednak kurczyć. A tu i lokatorom naobiecywał co niemiara. Kawaler stanął przed dramatycznym pytaniem, co dalej?
Postanowił zerwać więzy i zaproponował nowe wybory, licząc, że ucieknie w ten sposób od obietnic, a Platforma zapomni o urazach. Zaoponowali prawie wszyscy. Dotychczasowe konkubiny w obawie, że zostaną odrzucone przez kawalera i lokatorów. Kandydatka na małżonkę – bo uważa, że kawaler jeszcze za mało skruszał i próba zdominowania go może się znowu zakończyć niepowodzeniem. Wybrała więc postawę: „im gorzej, tym lepiej”, co pozostałym lokatorom też się coraz mniej podoba.
Sytuacja kawalera stała się nie do pozazdroszczenia. Konkubiny się awanturują i żądają utrwalenia związku – z formalnym przypieczętowaniem władzy (stanowisko wicegospodarza) - bo jak nie, to się wyprowadzą ze wspólnego mieszkania. We wspólnocie źle się dzieje: dach przecieka, bure suki Ludwika Dorna paskudzą pod drzwiami i na podwórku, na schodach ryczą pijani zomowcy (też od Dorna), a ekolodzy i pacyfiści (zdemaskowani przez ministra edukacji) rozsiewają gdzie się da szkodliwe treści.
Wyjścia są dwa: ślub z jedną z konkubentek (Samoobroną), ale wtedy sąsiedzi przestaną się kłaniać, a i budynek może ucierpieć, albo podanie swojego zarządu do dymisji. Ani jedno, ani drugie nie jest dobre. Co tu robić? Kawaler nie prosi mnie o radę, gdyby jednak poprosił, to radziłbym to drugie. Przewiduję bowiem, że ponętna panna, na której kawalerowi tak bardzo zależy, w końcu odda mu swoją rękę i małżeństwo POPiSów – za cenę pewnych wyrzeczeń po obu stronach, ale być może z tym samym gospodarzem domu (Marcinkiewiczem) - zostanie zawarte. Czy będzie dobrze rządzić? Zdaje się, że obaj partnerzy, a zwłaszcza on, bez awantur żyć nie umieją. Będzie więc i rzucanie talerzami, i ciche dni, i czasem separacja od łoża i stołu.
Tak się będziemy w tej naszej wspólnocie męczyć do jesieni 2009 r. Proszę wspomnieć moje słowa.

Marek Borowski

Źródło: Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMI

Powrót do "Publikacje" / Do góry