Sprawa repatriantów jest mi szczególnie bliska. W Komisji Łączności z Polakami za Granicą, której przewodniczę, zajmowaliśmy się nią dwukrotnie kierując pytania i dezyderaty do rządu. Niestety, niewiele wskóraliśmy. Problem polega na tym, że obowiązująca od 2001 r. ustawa o repatriacji funkcjonuje źle i nie spełnia swojej roli. Przyczyny są dwie. Pierwsza, to brak mieszkań dla repatriantów. Gminy, które w myśl ustawy miały je oferować, nie widzą w tym dla siebie żadnego interesu, jednak trudno je o to winić. Wprawdzie przysługują im z tego tytułu rekompensaty z Ministerstwa Finansów, ale są one zdecydowanie niewystarczające. Po pierwszych porywach dobrego serca, które zostały pokazane w telewizji i stanowiły pewną zachętę dla innych, burmistrzowie i wójtowie zreflektowali się, że zapraszając repatriantów biorą sobie tylko kłopot na głowę, bo przecież na zapewnieniu mieszkania ich obowiązki się nie kończą. W rezultacie w latach 2001 – 2009 takich zaproszeń było tylko 170, przy czym w ubiegłym roku zaledwie 8. Jeśliby to dalej miało tak przebiegać, to repatriacja nigdy by się nie skończyła. Tymczasem w kolejce czeka 2600 osób, które przeszły już odpowiednią procedurę przed konsulem, poniosły związane z nią koszty i uzyskały promesę czyli przyrzeczenie wydania wizy wjazdowej. Kolejne ponad 4 tys. osób dopiero stara się o wizę.
Druga przyczyna to niskie środki na utrzymanie repatriantów, którzy ze względu na wiek lub chorobę nie mogą pracować i w związku z tym ich sytuacja bytowa w Polsce jest nie tylko poniżej ich własnych oczekiwań, co należało z góry założyć i dopuścić, ale zdecydowanie poniżej elementarnych standardów, które można by zaakceptować. Obowiązująca ustawa przewiduje pomoc na zagospodarowanie i – od niedawna, ale w pewnym tylko wymiarze – na naukę języka polskiego. Ponadto w 2008 r. uchwaliliśmy, że repatriantom, którzy mają pochodzenie polskie, przysługuje najniższa emerytura. Jeśli więc w rodzinie repatrianta są osoby niepolskiego pochodzenia, co często się zdarza, muszą utrzymać się z tej jednej niskiej emerytury i ewentualnych świadczeń socjalnych. I nie ma znaczenia, że przed przyjazdem do Polski ktoś przepracował 40 lat, ma wyższe wykształcenie, był inżynierem, nauczycielem, czy profesorem wyższej uczelni.
Autorzy nowej ustawy proponują usunięcie tych przyczyn. Mieszkania miałby zapewniać repatriantom – i opłacać je przez co najmniej 2 lata - minister spraw wewnętrznych i administracji, w terminie 24 miesięcy od wydania przez konsula decyzji o przyrzeczeniu wydania wizy wjazdowej. Ponadto przez 3 lata miałoby im być wypłacane z budżetu państwa świadczenie w wysokości 1175 zł miesięcznie na osobę. (Kwota równa górnej granicy pomocy przyznawanej cudzoziemcom na podstawie obowiązującej ustawy o pomocy społecznej).
Oba te rozwiązania są, moim zdaniem, absolutnie nieodzowne. Ich koszt szacuje się na 100 - 150 mln zł rocznie przez 3 lata, więc mimo kryzysu, trudności finansowych, są do udźwignięcia przez budżet. Proces repatriacji nie może trwać w nieskończoność. Uważam, że jest dla Polski bardzo wstydliwą sprawą, nie da się wręcz tego wytłumaczyć, że 38-milionowy naród w ciągu 10 lat nie mógł sprowadzić do swojego kraju 10 tys. ludzi, bo mniej więcej tyle osób jest zainteresowanych powrotem do Polski, przeważnie z Kazachstanu. Ci, którzy dotąd przyjechali, ok. 4 tys. osób, zrobili to głównie na własną rękę.
Nie winię o to żadnego rządu czy partii politycznej, ale jest szansa, żeby to naprawić. Stąd mój apel do posłów o potraktowanie jako pilnych prac nad tą ustawą oraz poważne do niej podejście. Materia jest skomplikowana, wiele szczegółów wymaga doprecyzowania, a czasu ze względu na przyszłoroczne wybory pozostało niewiele.
Źródło: Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMI
Powrót do "Publikacje" / Do góry