Otóż okazuje się, że prawa do terenu, na którym funkcjonuje bazar, roszczą sobie zarówno działające obecnie i przed laty organizacje kupców, jak i Miasto. Od 2008 r. wiadomo również, że zwrotem części gruntu są zainteresowani spadkobiercy założyciela bazaru - Juliana Różyckiego. Każdy ma swoje racje, a przed sądami obu instancji toczą się sprawy, które mają rozstrzygnąć, kto na bazarze "rządzi".
Przyzwyczailiśmy się już, że gospodarzem terenu między Targową a Brzeską jest Stowarzyszenie Kupców Warszawskich Bazaru Różyckiego. Przyjęło też ono rolę kustosza historii i tradycji bazaru, mimo że od 2004 r. administruje terenem bezprawnie. Wtedy właśnie wygasła umowa między kupcami, a miastem na dzierżawę bazaru. Powodem jest zadłużenie sprzedawców wobec miejskich instytucji. Decyzję władz stolicy podtrzymuje w 2008 r. sąd pierwszej instancji, a pod koniec 2012 r. wyrok uprawomocnia się. Od tej chwili miasto ma pełne prawo do odebrania stowarzyszeniu terenu i ustanowienia tam swoich zasad zarządzania. I tu pojawia się niemały kłopot, głównie dla urzędników. Kupcy wcale nie są skorzy do podpisania nowych umów z wydelegowanym do tego Zarządem Praskich Terenów Publicznych, bo wytykają mu brak odpowiedniego umocowania w księgach wieczystych. Jest tam bowiem wpisana, ku zaskoczeniu wszystkich stron, tajemnicza Spółdzielnia Kupców Bazaru Różyckiego. Uważni obserwatorzy wydarzeń na Pradze pamiętają ją z końca lat 90., kiedy to miała na podstawie umowy z Gminą Centrum dzierżawić teren bazaru przez 30 lat i poczynić inwestycje poprawiające urodę i funkcjonalność bazaru. Niestety zamiast inwestycji doszło do zadłużenia względem miasta i w 2001 r. umowę rozwiązano. Mimo to w 2009 r.(!) spółdzielnia pojawia się w księdze wieczystej bazaru i, jak sprawdziłem ostatnio, widnieje tam do dziś. Z tego tytułu rości sobie prawo do odszkodowań nie tylko od pojedynczych kupców, ich stowarzyszenia, ale również od samego m. st. Warszawy.
Czy kupcy zdołają porozumieć się z miastem i obronić przed zakusami tajemniczej spółdzielni - nie wiem. Wiem za to, że ważną rolę w tej historii będą mieli do odegrania spadkobiercy założyciela bazaru - rodzina Różyckich. Przysługuje im bowiem prawie 2/3 działki, na której znajduje się targowisko. Czy będą chcieli kontynuować handlową tradycję tej części Pragi? Czy pamiętają, że bazar Różyckiego był kolebką drobnej wytwórczości i rzemiosła, z którego przed wojną słynęła ta część Warszawy? Czy będą chcieli się zaangażować w odtworzenie unikalnego charakteru otaczających targowisko ulic i kwartałów? Na razie na straży bazaru stoi stołeczny konserwator zabytków i mieszkańcy, mając pod bokiem duże centrum handlowe od lat wybierają na zakupy to miejsce. Miejsce pełne wspomnień i czaru dawnej Pragi.
Pytań dużo, a odpowiedzi mało. A może potrzebna jest odpowiedź nietypowa. Może miasto powinno po prostu wykupić ten teren od właścicieli, a jeśli się nie zgodzą, to zastosować art. 21 konstytucji, który pozwala wywłaszczyć właścicieli, wypłacając im słuszne odszkodowanie. Warunkiem jest przeznaczenie wywłaszczonego terenu na cel publiczny. A czyż odtworzenie bazaru Różyckiego nie jest takim celem? Nie tylko prażanie, ale wszyscy warszawiacy oczekują, że ratusz nie tylko podejmie działania, ale że będą to działania skuteczne.
Marek Borowski
Źródło: "Mieszkaniec"
Powrót do "Publikacje" / Do góry