Widać, że kandydaci na prezydenta Warszawy odrobili lekcje z PR i nieobca jest im sztuka uwodzenia wyborców. Jeden nawet obiecuje, że jak wygra, to na stanowisku prezydenta będzie się zachowywał jak na pierwszej randce - cokolwiek miałoby to znaczyć, drugi, że będzie słuchał warszawiaków jak cesarz Franciszek Józef - dwa razy w miesiącu od rana do wieczora będzie przyjmował interesantów.
Wszyscy dużą wagę przywiązują do komunikacji. Jeden obiecuje, że będzie darmowa, licząc na to, że ściągnie w ten sposób do Warszawy podatników, którzy tu pracują i mieszkają, ale płacą podatki gdzie indziej. (Sam też tak robi). Ale czy oni wszyscy na pewno jeżdżą tramwajami i autobusami? Drugi zapowiada, że będziemy jeździć komunikacją miejską częściej i szybciej, i chce wyznaczyć w tym celu buspasy wszędzie, gdzie się da, budować wielopoziomowe skrzyżowania, kolejkę naziemną na ul. Pułaskiej – szynową, chociaż gondolowa też nie jest nierealna. Na pytanie, jak ma się zmieścić ruch szynowy przy ulicy, gdzie jest kilka wiaduktów, odpowiada rozbrajająco, że nie jest inżynierem. „Rzucam pomysł, nie gotowe rozwiązanie”. Kiedyś mówiono: „Ja rzucam myśl, a wy go łapcie”. Trzeci chce wpuścić na buspasy także motocykle, skutery i samochody, które wożą trzech i więcej pasażerów, (jak to wyegzekwować, nie mówi) oraz zapowiada uproszczenie przebiegu linii tramwajowych. Miałyby jeździć tylko ze wschodu na zachód albo z północy na południe, bo podobno tak będzie taniej. (I pewnie wreszcie byłby jakiś porządek!).
Wszystko ma być tańsze niż teraz. Jest kandydat, który obiecuje warszawiakom złotówkę za godzinę parkowania (dziś 3 zł i są kłopoty ze znalezieniem wolnego miejsca) i wielopoziomowe parkingi. Jest taki, który zapowiada rozszerzenie Karty Warszawiaka na punkty usługowe, spożywcze i gastronomiczne prowadzone przez warszawiaków dla warszawiaków oraz wprowadzenie do obiegu złotego warszawskiego, w którym ceny – w lokalnych sklepach i firmach - byłyby niższe niż w złotych polskich. Jeszcze inny obiecuje bezpłatne miejsca w żłobkach i przedszkolach dla wszystkich dzieci.
Ma nie być bezdomnych. Jeden kandydat obiecuje zbudować 5 tys. mieszkań komunalnych w 4 lata. Inny – pomoc osobom, które spłacają kredyt mieszkaniowy. Jeszcze inny - uwłaszczenie lokatorów mieszkań komunalnych za 10% ich wartości, Ma nie być eksmisji na bruk.
Wśród obietnic kandydatów jest też uwłaszczenie działkowców, legalizacja wszystkich altan działkowych, zamiana (uchwałą) wieczystego użytkowania na prawdziwą własność, likwidacja straży miejskiej i powołanie na jej miejsce straży obywatelskiej, wydłużenie czasu pracy urzędów (byłyby czynne w godz. 7-19), zmniejszenie liczby urzędników, budowanie metra szybciej i taniej niż dzieje się to obecnie, zlikwidowanie służbowych samochodów i przerzucenie się na rowery i komunikację miejską, wydzielenie stref wolnych od zakazu spożycia piwa, np. na Polu Mokotowskim, nad Wisłą. Wszyscy kandydaci obiecują, że będą się kierować opiniami mieszkańców, rozwiążą problem dekretu Bieruta. Ma być mniej podatków, a inwestycje drogowe nie będą utrudniały ludziom życia.
Kiedy się to wszystko czyta, na sercu robi się błogo. Okazuje się, że w Warszawie nie ma rzeczy niemożliwych do wykonania. Gdyby tak można było posadzić na fotelu prezydenta wszystkich kandydatów jednocześnie, prezydenta wielogłowego (albo Wielogłowego)? Mielibyśmy w stolicy istny raj.
Pomarzyć dobra rzecz, ale musimy niestety zejść na ziemię i zagłosować na tego z kandydatów - i to jest moja jedyna rada - którego znamy i który daje rzetelną gwarancję, że zrobi to, co obiecuje, nawet jeśli obiecuje mniej niż inni. Serdecznie zachęcam do tego Prażan.
Marek Borowski
Źródło: "Mieszkaniec"
Powrót do "Publikacje" / Do góry