Wszystkie ulgi w 2013 r. wyniosły 74 mld zł. Uff – kupa forsy! Nic tylko ciąć i odzyskane pieniądze wydawać! Na pierwszy ogień poszedł VAT. Podstawowa stawka wynosi 23%, a tu proszę: producenci żywności, leków, książek, mieszkań, sprzedawcy węgla dla ludności, szewcy, krawcy, fryzjerzy itp. płacą tylko 5,7 albo 8%. Budżet traci na tym aż 44 mld zł! Pobiegłem z tym do znajomego działacza opozycji i triumfalnie powiedziałem: „Zażądajcie, aby wszyscy producenci płacili 23%. Będzie sprawiedliwie i 44 mld do rozdysponowania!”. Ten spojrzał na mnie z politowaniem: „Czyś pan na głowę upadł? Przecież to spowodowałoby kilkunastoprocentowy wzrost cen podstawowych towarów i usług! Ludzie by nas na strzępy roznieśli”.
Nie, to nie. A może znajdę coś w ulgach w podatku PIT? Było nie było, to aż 19 mld zł. Niestety, tu znowu kłopot. Działacz opozycji w żadnym razie nie chciał likwidować ulg podatkowych na dzieci (8 mld zł), ani wspólnych rozliczeń małżonków (3 mld). „Przecież rodzina to podstawa Rzeczypospolitej!” – spojrzał na mnie zdziwiony i podejrzliwie zapytał: „A pan to przypadkiem nie gej?” Spłoszyłem się, ale nie dawałem za wygraną. Zapytałem, czy może chciałby opodatkować pomoc finansową, wypłacaną niepełnosprawnym, biednym i kombatantom (budżet zyskałby na tym całe 2,5 mld zł!)? Wyraźnie się wystraszył. „Pan to mówi serio?” „Oczywiście nie” – powiedziałem – „ale ja przecież tylko chcę zrealizować pański postulat”. Nagle wydało mi się, że coś znalazłem. Oto unijne dopłaty dla rolników są zwolnione z podatku dochodowego. Opodatkujmy i budżet zyska 1,7 mld zł! „To nie ma sensu” – znowu skrzywił się mój polityk – „PSL się nie zgodzi”. Zapytałem, co opozycję obchodzi PSL. Działacz spojrzał na mnie z politowaniem: „Niby pan taki doświadczony polityk, a nie rozumie. PSL będzie rządził zawsze, dziś z nimi, jutro z nami. Po co więc mamy żądać czegoś, czego i tak nie zrealizujemy po wygranych wyborach?”
Spasowałem i zadumałem się nad swoją tępotą. Dalsza dyskusja potoczyła się tak samo. Ewentualne wycofanie preferencji uderzało a to w studentów, a to w drobnych przedsiębiorców albo w miejsca pracy – więc wszystkie te pomysły przedstawiciel opozycji stanowczo odrzucał. W końcu znudzony poszedł sobie, a następnego dnia zobaczyłem go w TV, gdy z przekonaniem grzmiał, że rząd marnotrawi pieniądze na ulgi i preferencje i nie ma odwagi ich wycofać. Nie wytrzymałem, zadzwoniłem i zapytałem, gdzie u licha znalazł ulgi, które gotów byłby zlikwidować – przecież wszystkie propozycje odrzucał! „Usługi pogrzebowe, proszę pana. Są obłożone VAT-em 7%-owym. Gdy dojdziemy do władzy podniesiemy ten VAT do 23%. Cena wzrośnie, ale proszę pana, dopóki ktoś żyje, to się tym nie przejmuje, a jak umrze, to już nie może głosować. Trzeba tylko pogrzebać, a pieniądze się znajdą!”
Zasmuciłem się – przecież sam mogłem na to wpaść. Muszę jeszcze nad sobą sporo popracować, jeśli chcę zostać prawdziwym i godnym tego miana przedstawicielem opozycji.
Marek Borowski
Źródło: "Mieszkaniec"
Powrót do "Publikacje" / Do góry