Większość Polaków okazała się odporna na takie dictum i – jak dowiodło życie – dobrze na tym wszyscy wyszliśmy. Politycy nie zrezygnowali jednak ze straszenia, o czym można się było przekonać podczas debaty nad konwencją antyprzemocową. Niestety, do tej gry włączyła się twórczo także część (na szczęście mniejszość) Senatu, który do tej pory chwaliłem za rozsądek i umiarkowanie.
Konwencja, która mówi o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej (i o niczym więcej) uderza, zdaniem opozycyjnych senatorów, w chrześcijaństwo, małżeństwo, rodzinę, cywilizację, naszą tradycję i tożsamość. Stanowi istotne zagrożenie dla ładu społecznego w Polsce. Narusza podstawowe prawa i wolności obywatelskie. Dąży do uwolnienia kobiety od roli żony i matki. Odbiera rodzicom prawo wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Wprowadza do szkół tylnymi drzwiami deprawację dzieci i młodzieży. Niszczy światopoglądową bezstronność państwa oraz równość kobiet i mężczyzn. Oznacza wypowiedzenie wojny płci biologicznej, zwycięstwo gejów, lesbijek, transwestytów i transseksualistów, którzy będą mogli zgodnie z prawem udawać, że są małżeństwem, adoptować dzieci i zabawiać się w rodzinę. Nie tylko nie zwalczy przemocy, ale przyniesie jej eskalację („bo rycerski szacunek, jakim mężczyźni w Polsce darzą kobiety, zostanie przez jakieś głupie zapisy zburzony”). Poprzez zerwanie więzi pokoleniowych, cywilizacyjnych, odwiecznych, narzuconych prawem naturalnym rozwiązań doprowadzi do degrengolady moralnej, intelektualnej, a co za tym idzie, do upadku realnej demokracji.
Jeden z senatorów doszukał się analogii między traktowaniem płci przez konwencję i prywatnych środków produkcji przez Marksa i Engelsa: „Neomarksizm podchodzi do naszych wrót” ̶ wieszczył. Inny martwił się, że w świetle konwencji nie wiadomo, kto jest kobietą, a kto mężczyzną. (I jak tu żyć?) Jeszcze inny namawiał do odrzucenia konwencji w trosce o kondycję gospodarki. (Podejrzewam, że pomyliły mu się debaty).
Słowem, czeka nas koszmar. Nie dałem się jednak przestraszyć i – podobnie jak większość senatorów – głosowałem za przyjęciem konwencji. Mam nadzieję, że Polska ją szybko ratyfikuje. Warto podkreślić, że nie wszyscy polscy księża ulegli katastroficznym wizjom hierarchów. Ks. Alfred Wierzbicki, filozof z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, mówi w wywiadzie dla jednej z gazet. „Najbardziej niebezpieczne jest posługiwanie się hasłami, że to koniec cywilizacji chrześcijańskiej, zdrada katolicyzmu, niszczenie polskiej rodziny. Bo jest zupełnie odwrotnie. Konwencja może pomóc w uzdrowieniu rodziny. I to jest w niej pozytywne”. I może na tym zakończmy ten spór, a skupmy się na dobrej realizacji przepisów, zawartych w konwencji, aby nie pozostały tylko na papierze.
Marek Borowski
Źródło: "Mieszkaniec"
Powrót do "Publikacje" / Do góry