Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt



Wiadomości / 10.11.09, 11:46 / Powrót

Koń by się uśmiał

Rząd wypowiedział – słusznie - wojnę „jednorękim bandytom”, zamierza też znacznie ograniczyć i poddać ścisłej kontroli inne formy hazardu. Dla niektórych polityków to za mało. Chcieliby doprowadzić do tego, by hazard był w Polsce w ogóle zakazany. Oczywiście, jest to nierealne. Poza tym z niczym nie należy przesadzać. Nie wszystkie formy hazardu uzależniają, nie we wszystkich też grach uczestnicy zdani są wyłącznie na przypadek – a to jest przecież istotą hazardu.
Dotyczy to np. zakładów wzajemnych (bukmacherskich), w których obstawia się (także przez Internet) wyniki zawodów w różnych dyscyplinach sportu. W Polsce największą popularnością cieszą się mecze piłkarskie, a także m.in. wyścigi konne, choć w tym drugim przypadku daleko nam do takich krajów, jak Wielka Brytania czy Francja. Trzeba mieć pewne minimum wiedzy, żeby zawierać takie zakłady, a więc mniej lub bardziej interesować się wybranym sportem. Co prawda, jeśli chodzi o piłkę nożną, stała się ona w polskim wydaniu grą losowo -zręcznościową. Najlepsi eksperci nie potrafią przewidzieć, kto zwycięży (los), a zręczny sędzia potrafi wpłynąć na wynik. Zatem wiedza w końcu nie na wiele się przydaje uczestnikom zakładów, ale jest to, mam nadzieję, stan przejściowy. Natomiast z końmi sprawa jest czysta. Są to poczciwe, po sportowemu szczere zwierzęta. Ściganie się mają we krwi. Oszukiwać mogą co najwyżej jeźdźcy, na dłuższą metę nie da się jednak tego ukryć. Słowem, gra na wyścigach konnych nie ma z prawdziwym hazardem: ruletką, jednorękim bandytą, grami liczbowymi - nic wspólnego. Jak twierdzą ich miłośnicy, najbliżej im do gry na giełdzie, gdzie intuicja i wiedza muszą mieć oparcie w rzetelnej analizie.
Jako poseł zaangażowałem się swego czasu w reanimację wyścigów konnych
na warszawskim Służewcu, stąd temat jest mi dość bliski. W tym roku zaszło tam wiele pozytywnych zmian. Nowy gospodarz torów planuje potężne inwestycje, a bez środków z końskiego totalizatora - na razie skromnych, ale zawsze - raczej ich nie dokona. Liczę więc na to, że w antyhazardowej krucjacie nie posuniemy się za daleko. Na świecie koński hazard wspiera hodowlę koni. Dlaczego u nas nie może być tak samo?
Z wyścigami jest jeszcze inny problem. Są one częścią tzw. końskiego przemysłu, który ostatnio dynamicznie rozwija się w wielu krajach europejskich, a w Polsce wciąż jest w powijakach. Mało tego – grozi mu regres. Doświadczenia innych krajów pokazują, że najlepsze efekty przynosi symbioza hodowli państwowej i prywatnej. U nas takiej symbiozy nie ma – z czyjej winy, nie przesądzam. Strona społeczna (m.in. Polski Związek Hodowców Koni) obwinia państwową i na odwrót. Faktem jest, że hodowla państwowa jest w coraz bardziej opłakanym stanie. Agencja Nieruchomości Rolnych część stad i stadnin sprywatyzowała, część zlikwidowała, a na polski rynek koński coraz szerszym frontem wchodzi zagraniczna, zwłaszcza niemiecka konkurencja. Hodowcy prywatni mają małe szanse jej sprostać bez państwowego wsparcia w postaci banku końskich genów, systemu selekcji, treningów, prób dzielności, organizacji rynku itp. Niedawno natrafiłem w Internecie na stronę „SOS dla stad”. Jak piszą jej założyciele, jest to środowiskowa akcja informacyjno-interwencyjna dedykowana upadającym państwowym Stadom Ogierów (pozostało ich jeszcze 10). Są pomysły, jak je – a tym samym polską hodowlę koni – uratować, ale jak na razie rząd, politycy, posłowie nie wydają się być nimi zainteresowani. Co ciekawe, w Sejmie działa od maja br. Parlamentarny Zespół ds. Wyścigów Konnych i Jeździectwa. Wiem, że jedno z czasopism poświęconych hodowli koni i jeździectwu ufundowało nagrodę za dostarczenie dowodów działania tego ciała. Obawiam się, że nie będzie laureata.
Walczymy z hazardem, ale hodowla koni – pozbawiona wizji, strategii, dalekowzrocznej myśli hodowlanej, też może być loterią. Nie wiadomo, czy urodzi się przyszły zwycięzca Wielkiej Pardubickiej (w tym roku pierwsze i trzecie miejsca zajęły konie wyhodowane w Polsce, ale należące do czeskich właścicieli), czy też „brzydkie kaczątko”, bo i takie bywają w świecie koni. Można je pokochać, ale chluby swoim hodowcom (ani zysków) nie przyniesie.
Jak Państwo widzą, hazard ma różne oblicza.

Marek Borowski
Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMI - 10 listopada 2009

Powrót do "Wiadomości" / Do góry