Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wiadomości / 22.07.12, 13:23 / Powrót

Afera taśmowa w PSL

21 lipca Marek Borowski wziął udział w programie "Fakty po Faktach" w telewizji TVN24, w którym rozmawiano o "aferze taśmowej" w PSL. Red. Grzegorz Kajdanowicz pytał m.in., czy w Polsce istnieje „układ”, o którym mówi w związku z tą aferą Jarosław Kaczyński i jak on jest duży.
Zdaniem Marka Borowskiego, można powiedzieć zarówno, że układ ten jest niewielki - biorąc pod uwagę, iż było w niego zaangażowanych kilka osób - jak też, że jest wielki jeśli przyjmiemy - a trzeba tak przyjąć - że tego rodzaju praktyki są w polskim życiu publicznym bardzo częste. - Dzisiaj widzę pana prezesa Kaczyńskiego jak się „moralnie wznosi”, widzę przedstawicieli innych partii, ale na dobrą sprawę te same partie wcześniej, kiedy rządziły i miały takie możliwości, albo dzisiaj, kiedy rządzą w samorządach - robią dokładnie to samo. I to jest nasz wielki problem. Więc w tym sensie jest to sprawa duża. Jest to układ zasiedziały - podkreślił senator.
Jak stwierdził Marek Borowski, przyczyną przynajmniej niektórych zjawisk, które zostały ujawnione, jest słynna, tzw. ustawa kominowa. Mówi ona, że prezes wielkiej spółki skarbu państwa może zarobić kilkanaście tysięcy złotych, co jest dużą kwotą dla przeciętnego Polaka, ale prezesi w podobnych firmach prywatnych zarabiają sumy kilkakrotnie większe. W związku z tym, by ominąć ustawę, daje się prezesowi jedną, czy drugą radę nadzorczą, albo jakieś premie specjalne, a tam gdzie można - udział w zysku itd. Patologia powstaje więc w wyniku obowiązywania określonego przepisu, którego intencje były może nawet i dobre – chodziło o to, żeby nie szaleć z pieniędzmi dla szefów tych firm, ale wyszło jak wyszło. Próbowano to poprawić, np. uzależniając zarobki prezesów od wyników spółek, ale dotąd nic się nie zmieniło.
Marek Borowski zwrócił też uwagę na rolę Najwyższej Izby Kontroli i jej raportów. - Od lat obserwuję stopniową degradację NIK jako instytucji, która powinna potrząsać rządzącymi, a także opinią publiczną. Pamiętam na początku lat 90. że jak NIK coś napisała i przesłała do Sejmu i do rządu to wszyscy nad tym dyskutowali, czasem się nie zgadzali, ale była to poważna sprawa. Potem stopniowo ustalenia NIK stawały się coraz mniej istotne po części dlatego, że niektóre działania tej instytucji były podporządkowane polityce. Ale tylko po części. Kolejni rządzący bardzo chętnie korzystali bowiem z tego pretekstu uznając, że skoro to jest polityczna instytucja, to nie ma co się nią przejmować.
Zdaniem Marka Borowskiego, Donald Tusk powinien uruchomić specjalną komórkę w Kancelarii Premiera, która będzie się zajmowała raportami NIK i rozliczała podjęte przez Izbę sprawy.
Czy ujawnione patologie, to specjalność PSL? Marek Borowski uważa, że inne partie postępowały i postępują tak samo, ale PSL jest najczęściej w kontekście tych afer wymieniane, ponieważ było najbardziej szczere w swoich wypowiedziach. Kiedy ludowcom zarzucano, że ich działacz gdzieś został ulokowany na stanowisku, a nie ma odpowiednich kwalifikacji, albo lukratywną posadę dostał brat, syn czy pociotek jakiegoś polityka, to nie bronili się, jak w innych partiach, mówiąc, że nic o tym nie wiedzą, że muszą to zbadać itd. – tylko wychodził np. poseł Kłopotek i oświadczał: "no przecież gdzieś muszą pracować. To są ludzie, których my znamy i mamy do nich zaufanie, więc o co chodzi?" W związku z tym na PSL uwaga skupiała się najbardziej. Ponadto PSL jest dość silnie osadzone w środowiskach małomiasteczkowych i wiejskich, ma więc dużo możliwości tego typu działania. Ale - jak podkreślił senator - to dotyczyło wszystkich partii i jeśli dzisiaj wypowiadają się na ten temat ich liderzy, to lepiej, żeby - zamiast żądać głowy Tuska, bo to najłatwiej - spróbowali zaproponować, co robić w przyszłości, żeby takich sytuacji było jak najmniej. A to jest kwestia reakcji na raporty NIK, zmiany ustawy kominowej i sposobu powoływania członków rad nadzorczych. Np. za premiera Belki o wszystkich członkach rad nadzorczych, którzy zostali powołani przez Skarb Państwa, można się było dowiedzieć ze strony Ministerstwa Skarbu w Internecie. Podane było nazwisko, imię, cv itd. i dziennikarze, opinia publiczna mieli do tych informacji dostęp. Jak był powoływany ktoś nowy, to natychmiast odbywała się jego publiczna lustracja. Następcy premiera Belki tę praktykę niestety zarzucili. Teraz też trzeba szukać tego rodzaju metod, by stopniowo uzdrawiać sytuację.
Uczestnicy programu zastanawiali się, czy premier Donald Tusk wiedział, czy nie wiedział, co się dzieje. (Był raport NIK na ten temat). Opozycja twierdzi, że wiedział. Zdaniem Marka Borowskiego, to są przypuszczenia, które trochę zamieniają się w insynuacje. Nie jest bowiem tak, że raporty NIK „spływają” na biurko premiera. Tych raportów jest cała masa. Jak by one tam rzeczywiście spływały, jak się potocznie mówi, to premier by pod nimi zginął. One są oczywiście czytane przez jego współpracowników, ale najpierw warto by się dowiedzieć, czy premier Pawlak o tym wiedział. Działo się bowiem to wszystko bliżej niego niż szefa rządu.
"Fakty po Faktach" - 21 lipca 2012

Powrót do "Wiadomości" / Do góry