Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt



Wiadomości / 05.04.17, 20:44 / Powrót

Co zostało ze slajdów Morawieckiego

Polskie media żyją aferami, a lekceważą tak ważny dla Polski dokument, jakim jest Strategia na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju (SOR), owoc wytężonej pracy wicepremiera Morawieckiego. Można to zrozumieć, bo niełatwo przeczytać ze zrozumieniem 315 stron (!) drewnianego tekstu, ale nikt dziennikarzom nie obiecywał, że będzie łatwo. Ja wszakże przeczytałem i specjalnie dla czytelników POLITYKI staram się wypełnić tę lukę.

Na wstępie przypomnę, że w końcu sierpnia ubiegłego roku Mateusz Morawiecki skierował Strategię do konsultacji społecznych. Po pół roku skonsultowany dokument został zatwierdzony przez Radę Ministrów. Moja wrodzona ciekawość – oczywiście niezdrowa, bo czego się spodziewać po gorszym sorcie? – kazała mi zainteresować się bliżej efektami tych rozmów z suwerenem.
Na swojej stronie Ministerstwo Rozwoju poinformowało o wynikach konsultacji, w tym o zmianach w dotychczasowym tekście.
Porządne sprawozdanie z realizacji postulatów powinno wyglądać następująco: w pierwszej kolumnie treść postulatu, w drugiej – kto zgłasza, w trzeciej – przyjęto, nie przyjęto, przyjęto częściowo, w czwartej – uzasadnienie decyzji. Rzecz w tym, że to sprawozdanie, sporządzone przez Ministerstwo Rozwoju, porządne nie jest.
Uwagi i propozycje wymieniono ciurkiem, jak leci, w ogóle się do nich nie odnosząc, a rozdział zatytułowany „Zmiany w SOR będące odpowiedzią na zgłaszane uwagi” wypełniono ogólnikami i nowomową w stylu: „podkreślono rolę regionów”, „bardziej precyzyjnie opisano”, „wzmocniono zapisy” czy „wyraźniej zaznaczono”. Konia z rzędem temu, kto zorientuje się, co z tych zmian wynika, z czego się rezygnuje, a co konkretnie dodaje.
Czy to oznacza, że po półrocznych konsultacjach w SOR nie nastąpiły żadne istotne zmiany? Nic podobnego, nastąpiły i to znaczne, ale raport z konsultacji z jakichś powodów o nich nie wspomina. Aby je wykryć, trzeba było przeczytać nie tylko 315 stron poprawionej Strategii, ale i 294 strony projektu skierowanego wcześniej do konsultacji oraz starannie, strona po stronie, tabela po tabeli, porównać oba teksty ze sobą. Rezultaty okazały się zaskakujące!
Otóż, jak zapewne wszyscy pamiętają, projekt Strategii zawierał wiele krzepiących zapowiedzi. Pierwszą z nich była obietnica wyprowadzenia Polski z „pułapki średniego dochodu” (rzekomo gonimy Zachód za wolno, a będziemy gonić szybciej). W związku z tym w projekcie zapisano, że Polacy, których średni dochód na głowę w 2015 r. wyniósł ok. 70 proc. średniej unijnej, już w 2020 r. będą zarabiać co najmniej 80 proc. tej średniej, a w 2030 r. – 100 proc.! Naród – co zrozumiałe – przyjął te słowa oklaskami.
Nie minęło pół roku i po cichutku się z tego wycofano. W ostatecznej wersji poziom ten dla roku 2020 obniżono do 76 proc. I trudno, aby było inaczej, bo tempo wzrostu PKB, które w projekcie w latach 2016–20 miało średniorocznie wynosić 4 proc., obniżono do 3,6 proc., a tempo wzrostu inwestycji, które początkowo miało wynosić w latach 2016–20 średniorocznie 6,8 proc., obniżono do 4,1 proc. I chociaż, wbrew twierdzeniom Mateusza Morawieckiego, Polska nie wpadła w pułapkę średniego dochodu, to gdyby nawet rzeczywiście tak było, Strategia z takimi założeniami na pewno nas z niej nie wyprowadzi.
Idźmy dalej. Polska do 2015 r. mozolnie odzyskiwała równowagę finansową, systematycznie zmniejszając deficyt budżetowy i tempo narastania długu publicznego. Ucieszyłem się zatem, gdy w projekcie Strategii dostrzegłem kontynuację tej polityki. Zapisano tam, że deficyt budżetowy (a ściślej: finansów publicznych) obniży się w 2019 r. do 1,3 proc. PKB (obecnie 3 proc.), a dług publiczny zmniejszy się do 50,4 proc. PKB (obecnie 52,5 proc.). Radość moja trwała jednak tylko pół roku, bo w przyjętym ostatecznie tekście Strategii zakłada się, że w 2020 r. deficyt finansów może wynieść 3 proc. PKB, a dług publiczny nawet 59,9 proc. PKB, czyli na granicy dopuszczonej konstytucją!
Powstaje pytanie, czy jeszcze jest to strategia „odpowiedzialnego rozwoju” czy też raczej niebezpieczna jazda po bandzie? Nie pytam już, dlaczego nie poinformowano opinii publicznej o tak zasadniczych zmianach – po prostu nie było się czym chwalić. Mam nadzieję, że przynajmniej poinformowano panią premier i pana prezesa, aby nie żyli nadal w przekonaniu, że wszystko idzie tak, jak to kiedyś przedstawiono na slajdach.
Skromne ramy felietonu nie pozwalają na szersze omawianie tajemnic Strategii, a jest ich znacznie więcej. Ale jeden fragment tak mnie zaintrygował, że nie mogę go pominąć. Otóż wśród wielu wskaźników, które Polska ma osiągnąć, znalazł się wskaźnik „jakości stanowionego prawa”. Jak to zmierzyć – nie wiadomo, ale w SOR zapisano, że w 2015 r. wyniósł 1,2. Według projektu miał on w 2020 r. wzrosnąć do 1,5, ale w ostatecznej wersji stanęło na 1,3. Wnioski są oczywiste: obecna produkcja bubli prawnych będzie trwała nadal. Rządowi to widać jednak nie przeszkadza.
Agencja ratingowa Moody’s podwyższyła prognozę wzrostu PKB dla Polski w 2017 r. z 2,9 do 3,2 proc. To niżej od założeń rządowych (3,6 proc.), ale i tak ogłoszono sukces. Zdaje się, że od kolejnych sukcesów rząd ma już wyraźne objawy zawrotu głowy, bo wicepremier Morawiecki oświadczył, że wzrost będzie nawet wyższy niż zaplanowane 3,6 proc. Radziłbym jednak wicepremierowi daleko posuniętą ostrożność w prognozowaniu, żeby nie było równie śmiesznie jak w ubiegłym roku.
Dziennikarz Rafał Hirsch zebrał kolejne prognozy Morawieckiego z całego 2016 r. i zestawił je ze sobą. Oto rezultat: 25.01. – „Wzrost PKB w 2016 r. przyspieszy do 3,7–3,8 proc.”. 16.03. – „Jest szansa na wzrost PKB powyżej 3,5 proc.”. Szansa odpływała w siną dal, ale wicepremier nie tracił optymizmu: 4.08. – „Nadal szansa na ok. 3,5 proc. wzrostu PKB”. Minęły trzy tygodnie i o 3,5 proc. należało zapomnieć, ale wicepremier nadal podgrzewał nadzieje: 30.08. – „W całym 2016 r. możliwy wzrost PKB o 3,3–3,4 proc.”. I wreszcie, gdy wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że w 2016 r. wzrost będzie niższy od 3 proc.
(ostatecznie wyniósł 2,8 proc., co oznaczało poważną wizerunkową porażkę rządu), Mateusz Morawiecki ani myślał się sumitować i oświadczył: „Wzrost PKB nie jest teraz najważniejszy dla Polski!”.
I słusznie, przecież nikt nam nie będzie wmawiał, że czarne jest czarne, a białe jest białe...
Marek Borowski
Polityka - 5 kwietnia 2017

Powrót do "Wiadomości" / Do góry