Zdaniem Marka Borowskiego, reakcja może być następująca. Po pierwsze, zmniejszenie zatrudnienia, głównie w mniejszych przedsiębiorstwach i to zwłaszcza w tych rejonach Polski, gdzie są niskie płace. Po drugie, ograniczenie i tak zbyt małych dziś inwestycji, podobnie jak stało się to na Węgrzech po skokowej podwyżce płacy minimalnej. Po trzecie, powrót szarej strefy, czyli płacenia pod stołem. Po czwarte, wzrost presji cenowej.
Senator zwrócił uwagę, że podwyżka płacy minimalnej w tak szybkim tempie pociągnie za sobą zmiany w całej siatce płac. - Dzisiaj płaca minimalna wynosi 2250 zł, ale następnie mamy grupę pracowników, którzy zarabiają 2300 zł, 2400 zł, 2500 zł. Jeżeli płacę minimalną podwyższa się do 2600 zł, to siłą rzeczy tamtym też trzeba podwyższyć. To jest prawdziwa rewolucja, eksperyment na dużą skalę.
W ocenie senatora dla gospodarki oznacza to, że nie będzie się na dłuższą metę rozwijać w tempie, jakiego byśmy sobie życzyli i jakiego sobie życzy również prezes Kaczyński i premier Morawiecki. - Tam padły hasła o dogonieniu Niemiec za 21 lat, a Zachodu za 14 lat. A tego się nie da zrobić bez podwyższenia stopy inwestycji. Już teraz spada nasze tempo wzrostu. Poganianie go konsumpcją się wyczerpuje. Ten rok zamknie się jeszcze wzrostem ponad 4%, przyszły 3% z kawałkiem, a przy takim tempie nie ma mowy o żadnych 14 i 21 latach. Hamujemy wszystkie czynniki wzrostu. Ten czynnik wzrostu, jakim był np. wzrost zatrudnienia już się wyczerpał. Pozostały inwestycje.
Jak podkreśla Marek Borowski, propozycje opozycji w tych kwestiach są bardziej sensowne, mają inną filozofię. - Koalicja Obywatelska proponuje pewien dodatek do niskich płac, wypłacany przez budżet, a nie przez przedsiębiorców. Jest to dodatek malejący, więc nie byłoby sytuacji, że ktoś z niższą płacą przeskakuje tego z wyższą. To jest też dość nowatorski pomysł, ale on przynajmniej zmierza do tego, żeby nie obciążając przedsiębiorców zmotywować ich także do wychodzenia z szarej strefy.
W opinii Marka Borowskiego, prezes Kaczyński i premier Morawiecki stosują swoiste Amber Gold. - To jest taka piramida polityczno-finansowa. Najpierw, w 2016 r. obiecywano milion samochodów elektrycznych, podniesienie stopy inwestycji do 25%, flotyllę promów na Bałtyku, lux torpedy, drony, odbudowę zamków kazimierzowskich. Teraz o tym cisza. W związku z tym obietnice muszą iść dalej. Jest polska wersja dobrobytu, dogonienie Niemców itd. Tymczasem bez tempa wzrostu rzędu 5% rok w rok tego celu nie osiągniemy. Już widać, że takiego tempa bez inwestycji nie da się osiągnąć, a inwestycje są mniejsze niż były przed dojściem PiS do władzy. A ta polityka będzie te inwestycje dławić. To będzie erodowało stopniowo. Przyszły rok jeszcze się jakoś domknie, a potem się okaże, że z pewnych rzeczy trzeba zrezygnować. Nowe obietnice będą już bardzo trudne, a doganianie Niemców sobie odłóżmy ad acta.
Tomasz Lis na żywo - 9 września 2019
Powrót do "Wiadomości" / Do góry