Jedyna refleksja (i to bez żadnej zadumy), jaka się nasuwa po tych słowach, to: nigdy więcej! Pan Smith, bohater powieści Orwella, najpierw buntuje się przeciwko zalewowi kłamstwa, jednak stopniowo popada w apatię. Na szczęście polskie społeczeństwo nie zobojętniało i wybrało Senat, który daje szansę na to, że inna polityka jest możliwa. Stało się tak dzięki współpracy ponad podziałami, co od czasu przystąpienia do Unii Europejskiej wydawało się absolutnie niemożliwe. Mam drobną satysfakcję, że byłem prekursorem tej idei, pisząc na tych łamach dwa i pół roku temu (POLITYKA 9/17): „Twarde dane pokazują, że z PiS można wygrać, ale tylko działając wspólnie. Wystawiając wspólne listy, a w wyborach większościowych – wspólnych kandydatów”. Liderzy partyjni podjęli tę inicjatywę i chwała im za to, ale na otrąbienie sukcesu jest jeszcze stanowczo za wcześnie. Dwa głosy przewagi to ciągły taniec na linie. Aby z niej nie spaść i nie rozczarować wyborców, potrzebna będzie ogromna dyscyplina opozycyjnych senatorów, dobra komunikacja między nimi – i ze społeczeństwem – wreszcie, last but not least: wypracowanie nowego wizerunku i roli Senatu w obecnych realiach ustrojowych (swoje propozycje w tym zakresie przedstawiłem w felietonie „Izba bez refleksji”, POLITYKA 7/18). A wszystko to musi udźwignąć i przeprowadzić nowe prezydium Senatu, którego wybór będzie pierwszym sprawdzianem , czy te szczytne założenia mają szanse realizacji. Sforsowaliśmy drzwi do gmachu demokracji, ale na razie weszliśmy tylko na pierwsze piętro.
A, i jeszcze jedno: w tym gmachu nie ma windy, są tylko schody.
POLITYKA - 22.10.2019
.
Powrót do "Wiadomości" / Do góry