Napisałem „był”, bo w nowym rządzie powołano Ministerstwo Aktywów Państwowych, któremu zamierza się przekazać ok. 300 (inne źródła podają, że 400) spółek, a na czele którego stanął główny aktyw PiS, czyli Jacek Sasin. Decyzja ta spodobała się Janowi Rokicie, który w tygodniku „Wprost” napisał, że nastąpił „powrót zdrowego rozsądku” i wyraził nadzieję, że Morawiecki „wykaże teraz konsekwencję” i doprowadzi do końca proces przekazywania SSP pod rządy Sasina. Mniej entuzjazmu, ale – jak mi się wydaje – sporo zrozumienia dla tej decyzji okazał Adam Grzeszak w tekście „Sprzedawca konfitur” („Polityka” nr 47). Choć w nierównym stopniu, obaj publicyści wyrażają nadzieję, że mniej teraz będzie woluntarystycznych, podyktowanych partyjnym bądź branżowym interesem decyzji, mniej nepotyzmu i marnotrawstwa. Otóż jestem zdecydowanie bardziej sceptyczny.
Jeśli PiS przeprowadza jakieś zmiany organizacyjne w strukturach, to przecież nie po to, aby te struktury działały lepiej. To czasami, ale rzadko, może być efektem ubocznym, głównie zaś chodzi o to, aby przejąwszy nadzór nad „restrukturyzowanymi” jednostkami kogoś (lub wielu) usunąć lub przeciwnie – zatrudnić oraz o to, aby dorwać się do pieniędzy, którymi te jednostki dysponują. Gdyby jeszcze pan Sasin działał z upoważnienia premiera, który jaki jest, taki jest, ale przynajmniej za coś odpowiada przed Sejmem i opinią publiczną – ale przecież tak nie będzie! Teraz o wszystkim będzie decydował Jarosław Kaczyński, bo Sasin to jego człowiek i pan premier będzie mógł co najwyżej poskarżyć się prezesowi, czyli odwołać się do tej samej instancji, która podjęła decyzję.
A jakie to będą decyzje, z rozbrajającą szczerością poinformował naród sam wicepremier Sasin: „Spółki skarbu państwa wymagają ludzi, którzy utożsamiają się z programem PiS”! A więc żadne tam kompetencje, zyski i temu podobne fanaberie, ale to, co do tej pory: podtrzymywanie innych nierentownych spółek, pakowanie pieniędzy w pisowskie fantasmagorie (CPK, samochód elektryczny), zasilanie marnotrawnych fundacji (Polska Fundacja Narodowa), podtrzymywanie przy życiu przy pomocy reklam umierających pisowskich gazetek, darowizny na cele religijne i dla pewnego redemptorysty i oczywiście zatrudnianie swojaków, tyle że tym razem wskazanych przez prezesa. Szykują się tłumne pielgrzymki, kiedyś rozproszone po ministrach nadzorujących spółki, a teraz skoncentrowane na Nowogrodzkiej. Trzeba będzie chyba zmienić biuro na większe, z dużą poczekalnią, gdzie pani Basia będzie mogła wydawać numerki.
Nieźle się PiS wkopał z tym Banasiem. Teraz główną troską partii rządzącej jest: jak pozbyć się Banasia i nie ujawnić dlaczego. A ja tam zachęcam Mariana Banasia do kontynuowania oporu. Przecież niewinny jest i kryształowy, co sam oświadczył! Niech da przykład rodakom, że Polak, zwłaszcza Polak-katolik (jak o sobie zawsze z naciskiem mówił), nie ugnie się przed oszczerstwami ze strony ludzi podstępnych i obłudnych. Gdyby jednak nie starczyło mu siły woli oraz charakteru i ustąpił (oczywiście jako niewinny, ale dla dobra Polski) – to co dalej? Otóż albo PiS zaproponuje kandydata, którego opozycja w Senacie będzie w stanie zaakceptować, albo będzie utrzymywał się stan bezkrólewia. Rezultat końcowy będzie jednak z grubsza taki sam.
Decyzje i zatwierdzanie raportów NIK mają charakter kolegialny i po to właśnie w szybkim tempie powołano sprawdzonych wiceprezesów, którzy ewentualnego „niepewnego” prezesa przypilnują i przyblokują, a jeśli żadnego prezesa nie uda się powołać – będą kierować izbą do końca kadencji. W ten sposób Jarosławowi Kaczyńskiemu udało się kolejną kontrolną instytucję – po Trybunale Konstytucyjnym i Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji – uczynić kompletnie niewiarygodną, a przez to zbędną. Na te trzy instytucje wydajemy rocznie ponad 400 mln zł – pieniądze wyrzucone w błoto.
Jak zwykle na początku kadencji parlamentarzyści powołują tzw. zespoły parlamentarne. Jest to coś w rodzaju kółek zainteresowań i grup lobbystycznego nacisku. Np. zespół ds. ochrony zwierząt hodowlanych, składający się wyłącznie z 14-stu posłów Lewicy, będzie zapewne domagał się zlikwidowania hodowli zwierząt futerkowych, a 21 członków (wyłącznie z PSL i PiS) zespołu ds. ochrony praw właścicieli zwierząt będzie bronić prawa norek, tchórzofretek i lisów do oddania swego futra człowiekowi. Oprócz sytuacji anegdotycznych dzieją się także rzeczy mniej śmieszne.
Oto w zespole ds. bezpieczeństwa ruchu drogowego rozegrał się między Lewicą a Koalicją Obywatelską bój o stanowisko przewodniczącego tego zespołu. Obie strony ściągały do tego zespołu jak największą liczbę posłów (Lewica ponad połowę klubu!), aby tylko wygrać głosowanie. Bardziej skuteczna była Lewica, ale – choć to tylko niewiele znaczący zespół parlamentarny – nie byłoby dobrze, aby przyszłe stosunki wewnątrz opozycji polegały na próbach przechytrzenia partnera. W Senacie na pewno postaramy się do tego nie dopuścić, a w Sejmie?
Halo, halo, tu specjalny korespondent z pola walki z luką VAT-owską. Źle się dzieje i nie ukrywajmy tego! Po 10 miesiącach zebrano tylko o 6,3 proc. VAT-u więcej, niż w zeszłym roku, podczas gdy nominalny wzrost PKB wyniósł ponad 7 proc. a akcyzy nie zebrano nawet o złotówkę więcej! Luka VAT-owska narasta. To może trzeba zadzwonić do Banasia – on przecież był taki skuteczny.
POLITYKA - 4 grudnia 2019
Powrót do "Wiadomości" / Do góry