Referendum unijneSejm uchwalił 13 lutego ustawę o referendach. O tym, czy referendum będzie trwało jeden czy dwa dni zdecyduje organ, który rozpisze głosowanie, czyli Sejm lub prezydent za wcześniejszą zgodą Senatu - postanowili posłowie. Ustalono też, że Sejm uchwali treść pytania, jakie zostanie zadane w referendum akcesyjnym do Unii Europejskiej. Komentarz Marka Borowskiego: - W sprawie długości referendum zapadła salomonowa decyzja - ustawa dopuszcza referendum jedno- i dwudniowe, z tym że decyzje oddaje w ręce organu zarządzającego w tej sprawie. W ustawie nie można było tego przesądzić, ponieważ pozostały do wyjaśnienia kwestie związane z zabezpieczeniem na noc lokali wyborczych i urn w przypadku referendum dwudniowego. Jest jeszcze trochę czasu do referendum unijnego, by Państwowa Komisja Wyborcza mogła się nad tym zastanowić. Opinie na temat długości referendum są różne. Jeśli o mnie chodzi, od początku uważałem, że referendum jednodniowe jest wystarczające, ponieważ ci, którzy chcą wziąć w nim udział, pójdą do urn bez względu na to, czy będą mieli na to jeden, czy dwa dni, zwłaszcza jeśli lokale byłyby otwarte dłużej niż normalnie. Niektórzy jednak sądzą, że pewien procent ludzi nie mógłby w przypadku referendum jednodniowego z przyczyn czysto technicznych uczestniczyć w głosowaniu, co mogłoby zaważyć na wskaźniku frekwencji. Jeśli większość będzie się skłaniać ku referendum dwudniowemu, nie widzę powodu, żeby nie poprzeć takiej decyzji. Nie traktuję tego jako jakiejś zasadniczej kwestii. Jestem natomiast przeciwny różnym radykalnym pomysłom, w tym zmianom w konstytucji, mającym na celu zwiększenie frekwencji. Może to być moim zdaniem odebrane jako brak wiary w polskie społeczeństwo, wyraz przekonania, że tylko politycy rozumieją, jaka jest waga przyjęcia Polski do Unii Europejskiej. Pewne techniczne usprawnienia są potrzebne i je przyjęliśmy. Np. studenci będą mogli głosować w domach studenckich w miejscach, w których studiują, a żołnierze - w pobliżu miejsc skoszarowania, bez obowiązku przedstawiania jakichś dodatkowych zaświadczeń. Co do sformułowania pytania referendalnego w sprawie przystąpienia Polski do Unii Europejskiej, jestem za tym, by było ono jak najprostsze. Trwa tu pewien spór z prawnikami, ale myślę, że znajdziemy rozwiązanie, które pozwoli pogodzić wymogi konstytucyjne z prostotą i zadowoli wszystkich. Cała dyskusja wokół tego wydaje mi się trochę przesadna. Znowu zakłada się, że przeciętny obywatel nie rozumie, o co chodzi. A przecież akurat to jest jasne: "tak" oznacza, że do Unii, wchodzimy, "nie", że nie wchodzimy, bez względu na to, czy w pytaniu będzie mowa o podpisaniu traktatu akcesyjnego, ratyfikacji umowy z wymienionymi następnie krajami, czy po prostu o przystąpieniu do Unii.
Powrót do "Wiadomości" /
Do góry