Polityka kadrowa premieraPo burzy wywołanej niespodziewaną nominacją Marka Balickiego na ministra zdrowia i Mirosława Gronickiego na ministra finansów, kolejne decyzje kadrowe premiera Belki również wzbudzają kontrowersje. Zaproponowanie kojarzonego z prawą stroną sceny politycznej Andrzeja Ananicza, ambasadora Polski w Turcji, na szefa Agencji Wywiadu wzburzyło zarówno część SLD - niektórzy jego prominentni członkowie zastanawiają się nawet nad cofnięciem rządowi poparcia z tego powodu - jak i część opozycji (PiS). Z nieprzychylnymi reakcjami spotkała się też nominacja Lecha Nikolskiego na sekretarza stanu w ministerstwie gospodarki i pracy. Komentarz Marka Borowskiego: - Polityka kadrowa premiera stanowi dla Socjaldemokracji Polskiej jedno z istotnych kryteriów oceny rządu. Przyjęliśmy za dobrą monetę deklarację, że będzie się starał prowadzić politykę ponadpartyjną, co zrozumieliśmy w ten sposób, że nie będzie realizował wąsko rozumianych interesów żadnej partii. Liczyliśmy, że w związku z tym przynajmniej część posłów, którzy pełnią funkcję w rządzie, sekretarzy stanu przede wszystkim, wróci do ław poselskich. Tak się też stało. Premier zrezygnował z usług posłów: Iwińskiego, Szarawarskiego, Piłata, Ciesielskiego. Powołanie Lecha Nikolskiego, który jako sekretarz generalny SLD jest mocno uwikłany w sprawy partyjne, a w dodatku został w jakimś sensie "dotknięty" przez aferę Rywina (nie formułuję tu żadnych oskarżeń, stwierdzam jedynie fakt) jest dla nas niezrozumiałe i stanowi dysonans w dotychczasowych poczynaniach premiera. Trudno jednak byśmy tylko na podstawie tej jednej nominacji określali swój stosunek do rządu. Jeśli chodzi o Andrzeja Ananicza, uważam, że jest to dobra decyzja. Agencja Wywiadu nie jest instytucją polityczną, "trzęsienia ziemi" jej nie służą, w związku z tym byłoby dobrze, gdyby na jej czele stał człowiek, który nie reprezentuje obozu rządzącego, miałby więc szansę pozostać na swoim stanowisku dłużej, także po wyborach. Oczywiście, Andrzej Ananicz nie jest człowiekiem, o którym można by powiedzieć, że nie ma nic wspólnego z polityką - współpracował z Lechem Wałęsą, był wiceministrem spraw zagranicznych, ambasadorem. Nie sposób sobie jednak wyobrazić w tej roli kogoś, kto się w ogóle nie otarł o politykę. Podsumowując, nie oczekiwaliśmy i nie oczekujemy, że premier będzie z nami konsultował każdą decyzję kadrową, zarezerwowaliśmy sobie natomiast prawo do publicznej ich oceny i tak właśnie czynimy. Wzburzenie, które nastąpiło w związku z decyzją premiera w SLD oznacza, że Sojusz nadal nie rozumie, w jakiej sytuacji politycznej się znajduje oraz że rząd Belki może utrzymać się tylko wtedy, jeśli będzie prowadził politykę ponadpartyjną. Powinny mnie natomiast dziwić, ale nie dziwią nieprzychylne reakcje części partii na prawicy. Mają one gęby pełne frazesów o służbie publicznej, interesie państwa, ale widać, że są to hasła na czas pozostawania w opozycji. Po objęciu władzy partie te chciałyby obsadzić tzw. państwowe stanowiska swoimi ludźmi, czyli zrobić dokładnie to, za co krytykowały rządy w tej kadencji.
Powrót do "Wiadomości" /
Do góry