Na zaproszenie Instytutu Lecha Wałęsy wziąłem udział w międzynarodowej konferencji zatytułowanej „Od Solidarności do demokracji: czy Kuba może wybić się na wolność?” Jej uczestnicy– a byli wśród nich politycy, w tym obecny i byli prezydenci Polski, naukowcy i dziennikarze - zgodnie twierdzili, że Kuba może wykorzystać doświadczenia „Solidarności”. Moim zdaniem, będzie to trudne, i to z kilku powodów.
Po pierwsze, władza została w Polsce po 1945 r. narzucona. Nie miała pełnej legitymizacji demokratycznej, choć były okresy - rok 1956, 1970 po dojściu Edwarda Gierka do władzy - że była przez społeczeństwo popierana. Fidel Castro był przywódcą ruchu, który obalił w 1959 r. Batistę - krwawego dyktatora, i stał się charyzmatycznym przywódcą Kubańczyków, bohaterem narodowym. Władze na Kubie, sprawując rządy w sposób całkowicie niedemokratyczny, czują się więc silniejsze i mają więcej zwolenników niż przywódcy PZPR w końcu lat 80.
Po drugie, w Polsce zawsze istniały ruchy dysydenckie, rewizjonistyczne w łonie partii rządzącej i poza nią, co bardzo ułatwiło powstanie silnej demokratycznej opozycji. Na Kubie ruchy dysydenckie są bardzo słabe. Także z powodów, o których piszę wyżej.
Wreszcie, co jest może najważniejsze, sytuacja Kuby wynika z amerykańskiej polityki wobec tego kraju. Polityka ta, nie tylko moim zdaniem, jest całkowicie błędna. Castro ani w 1953 r., kiedy z grupą współtowarzyszy zaatakował koszary w Moncada, po czym został aresztowany i wydalony do Meksyku, ani w 1959 r., kiedy z innymi brodaczami triumfalnie wjeżdżał do Hawany, nie był komunistą. Nie był nawet marksistą. Chciał obalić Batistę, a pozostałe plany rysowały się mgliście. Sytuacja zmieniła się gwałtownie w 1961 r., po amerykańskiej inwazji w Zatoce Świń. Do gry włączył się ZSRR i w efekcie wybuchł słynny kryzys kubański, a potem USA wprowadziły embargo na jakiekolwiek stosunki z Kubą, w tym zakup cukru – podstawowego surowca i źródła dopływu dewiz do tego kraju. ZSRR przejął zakup cukru, choć go nie potrzebował i całkowicie uzależnił od siebie Kubę i Castro.
Dzięki pomocy radzieckiej Castro mógł rozwinąć zaniedbane szkolnictwo i ochronę zdrowia i stał się bardzo popularny. Kiedy po rozpadzie ZSRR preferencje rosyjskie się skończyły, a amerykańskie embargo trwało nadal, wszystko zaczęło się dramatycznie pogarszać, a osiągnięcia zostały zniweczone. System nie jest więc w stanie się utrzymać, ale faktem jest, że polityka USA ułatwiła Castro przetrwanie. Problemy z żywnością, wodą, prądem, składane są bowiem na karb imperializmu amerykańskiego i dla wielu ludzi jest to przekonujące. Są dumni, że mała Kuba stawia opór wielkim Stanom. W USA pojawiały się głosy, żeby przywrócić normalny handel z Kubą. Próbował to zrobić Bill Clinton. Przed wyborami rezygnowano jednak z tych pomysłów w obawie o utratę poparcia imigrantów kubańskich z Florydy, a ci nie godzą się na żadne odstępstwa od obowiązujących zakazów.
Gdyby USA prowadziły wobec Kuby normalną politykę, nawet taką jak swego czasu wobec krajów socjalistycznych, to znaczy utrzymywały stosunki dyplomatyczne, pozwalały na handel, turystykę, to Kuba prawdopodobnie byłaby dziś innym krajem. Być może Castro nie zszedłby na drogę dyktatury, a jeśli - to przynajmniej opór byłby większy. Sankcje mają sens wtedy, gdy są precyzyjnie wymierzone. Jeśli uderzają w cały naród, wywołują niechęć i nienawiść, tworzą glebę dla nacjonalizmu, czego dyktatorzy nie omieszkają wykorzystywać. Jeśli więc świat chce naprawdę pomóc Kubie, to pierwszą rzeczą powinno być zniesienie przez USA embarga, bo to stworzyłoby warunki do dialogu wewnętrznego.
Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMI - 20 grudnia 2006 r.
Powrót do "Wiadomości" / Do góry