Wszystko to oczywiście zwiększa szanse centrolewicy, ale nie może być jedynym źródłem poparcia społecznego dla Lewicy i Demokratów.
Pracy, jaką ma przed sobą centrolewica, nie zastąpią spektakularne gesty, czy powroty. Autorytet Aleksandra Kwasniewskiego i sympatia, jaką darzą go Polacy, są wielkim kapitałem i wsparciem dla środowiska centrolewicowego, ale - oceniając rzecz chłodnym okiem - widać wyraźnie, że powrót byłego prezydenta do polityki nie będzie cudowną receptą na pozyskanie przez LiD rzeszy nowych zwolenników. Od chwili złożenia przez Kwaśniewskiego deklaracji o powrocie sondażowe poparcie dla LiD-u nie zmieniło się (inna rzecz, że słynna "pogawędka" Józefa Oleksego podziałała tu jako przeciwwaga).
Bez konkretnych działań i propozycji do opinii publicznej za trafiać będą głównie relacje rodem z kroniki towarzyskiej (z kim były prezydent pogodził się, a z kim wciąż jest na noże), kto i o co podejrzewa Kwaśniewskiego oraz czy i kiedy Kwaśniewski z Olechowskim założą nową partię. Jeśli LiD chce zainteresować media i społeczeństwo czymś więcej, powinien w najbliższym czasie przedstawić całościową i zdecydowaną alternatywę dla obecnie istniejącego porządku w Polsce.
Rzeczpospolita bez numerów
Taki program powinien spełniać kilka wymagań i kryteriów.
Po pierwsze, musi upewnić obywateli, że ostry sprzeciw wobec obecnej władzy nie jest podyktowany interesami partykularnymi, strachem przed rozliczeniami, czy dążeniem do szybkiego „powrotu do żłoba”, ale koniecznością uczynienia z Polski normalnego, europejskiego kraju zarządzanego przez ludzi kompetentnych. I że potrafimy dostrzec nie tylko zło u naszych przeciwników, ale także to, co sami zepsuliśmy. I że ta wiedza pozwoli nam wprowadzić regulacje gwarantujące, że patologie się nie powtórzą.
Po drugie, program nie może być zbiorem obietnic na wzór PiS-u: zbudujemy mieszkania i autostrady, zinformatyzujemy kraj (notabene, nic z tego nie jest realizowane). Takie obietnice nie robią już na nikim wrażenia - stopień ich realizacji jest niemierzalny, a poszczególni wyborcy nie wiedzą, czy akurat oni z tego skorzystają. Potrzebna jest nam centrolewicowa wizja państwa i społeczeństwa, czyli zbiór zasad i priorytetów, którymi zamierza się kierować LiD.
Po trzecie, program powinien jasno pokazywać, czym LiD różni się zarówno od prawicy radykalnej, jak i liberalnej - czyli stanowić rzeczywistą alternatywę. Trzeba przy tym zadbać, aby ta wizja była nie tylko całkowicie różna od lansowanej przez Kaczyńskich i Jana Rokitę IV Rzeczypospolitej, ale także wolna od mankamentów niedawnej przeszłości, które wyniosły PiS do władzy. Krótko mówiąc, odmawiając poparcia dla IV RP, nie powinniśmy głosić prostego powrotu do III RP. Polakom potrzebna jest po prostu Rzeczpospolita bez numerów.
Po czwarte, ma to być program dla LiD-u, a nie zestawienie programów czterech partii tworzących tę formację (SLD, Socjaldemokracja Polska, Partia Demokratyczna, Unia Pracy) - a więc kompromis. Ma to być program na tyle szeroki, by uzasadniał występowanie pod wspólnym szyldem, a zarazem dopuszczał „zdania odrębne” poszczególnych partii w niektórych sprawach.
Co nas nie różni
Wielokrotnie padają pytania: czy w ogóle możliwe jest zbudowanie wspólnego programu przez partie, z których jedna jest przywiązana do gospodarki liberalnej, druga do socjalnej, a trzecia chce budować „socjalizm demokratyczny” i walczyć z „wilczymi prawami rynku”. Jak pogodzić partie, z których jedne akceptowały, a inne nie akceptowały podatku liniowego? I które różni stosunek do przeszłości - tej dalszej i tej niedawnej?
Myślę, że więcej w tym wszystkim etykietowania i podkreślania własnej tożsamości, niż rzeczywistych i nieprzekraczalnych różnic. Wszystkie cztery partie wyszły z wyborów pokiereszowane. Wszystkie muszą dogłębnie przeanalizować przyczyny porażki i przewartościować swoje dotychczasowe programy.
Tzw. liberałom doświadczenia ostatnich lat powinny podpowiedzieć, że celem polityki społeczno-gospodarczej musi być stopniowa poprawa wskaźników jakości życia. Podatki można obniżać, ale pod warunkiem, że nie szkodzi się realizacji celu głównego. Tzw. socjałowie zauważyli już chyba, że biedy nie zlikwidują same świadczenia socjalne, bo Polska to nie Szwecja, i że potrzebna jest polityka tworzenia miejsc pracy, czyli sprzyjanie przedsiębiorczości i inwestycjom.
Wieczni obrońcy PRL-u muszą wreszcie przyjąć do wiadomości, że nie tylko było to państwo niedemokratyczne i nie w pełni suwerenne, ale także niewydolne ekonomicznie, co sprawiło, że Polska jest dziś jednym z najmniej zamożnych krajów w Europie. Z drugiej strony ludzie dawnej opozycji demokratycznej mają już chyba świadomość, że powojenna Polska nie była „czarną dziurą”, że po okresie stalinowskim władza - acz opresywna - nie była zbrodnicza, a miliony ludzi , klnąc i złorzecząc, uważały to państwo za swoje.
Na koniec ci, którzy rządy postkomunistycznej lewicy uważali za "wypadek przy pracy" powinni zdobyć się na obiektywizm i przyznać, że wniosła ona spory wkład w budowę systemu demokratycznego w Polsce i stworzenie warunków umożliwiających wejście naszego kraju do demokratycznej rodziny państw europejskich. Z kolei ta część lewicy, która do dziś nie odpowiedziała jasno na pytanie, dlaczego PiS wygrał wybory, powinna odważnie przyznać, że rządząca lewica nasiliła zawłaszczanie państwa, tolerowała korupcję i postawy nieetyczne we własnych szeregach.
Siedem celów
Takie są moim zdaniem warunki brzegowe porozumienia. Na ich podstawie można wyznaczyć siedem obszarów, a zarazem celów, które mają szansę połączyć centrolewicę we wspólnym programie. Oto one:
1) umocnienie demokracji i instytucji demokratycznych, zapewnienie praworządności (czyli - nie przepadam za tym językiem, ale nic lepszego nie znajduję - „posprzątanie” po PiS), zwalczanie przestępczości i korupcji przede wszystkim przez profilaktykę, a nie represje, odpartyjnienie państwa, wzmocnienie samorządności, wsparcie dla społeczeństwa obywatelskiego;
2) ścisłe przestrzeganie praw i wolności obywatelskich, stanowcze przeciwstawianie się wszelkim przejawom dyskryminacji, rasizmu, antysemityzmu i homofobii, wyeliminowanie cenzury w nauce i sztuce, zapewnienie wolności sumienia i wyznania oraz świeckości państwa;
3) zapewnienie równego statusu kobiet i mężczyzn oraz praw kobiet,
4) uznanie za główny priorytet w polityce państwa (a także w budżecie) nauki, edukacji, kultury, służby zdrowia oraz walki z nędzą, wykluczeniem i bezdomnością; a także postawienie konkretnych celów do osiągnięcia w określonym czasie;
5) wyrównanie poziomu cywilizacyjnego bardziej i mniej rozwiniętych regionów kraju,
6) uczynienie z Polski jednego z liderów dalszej gospodarczej i politycznej integracji europejskiej, wydobycie z zapaści polityki zagranicznej;
7) ochrona środowiska naturalnego, włączenie się do rozwiązywania światowych problemów ekologicznych.
Tak skonstruowany program ułatwi zajęcie wspólnego stanowiska w sprawach, które tradycyjnie ocenia się za „wrażliwe” w stosunkach między partiami LiD-u. Należą do nich np. podatki i prawo kobiety do decydowania o swoim macierzyństwie.
W pierwszej kwestii sprawa jest dość prosta: jeśli zgodzimy się, że priorytetem jest naprawa systemu ochrony zdrowia, nowoczesna, efektywna i dostępna dla każdego edukacja i kultura, likwidacja niedożywienia i skrajnej nędzy, to musimy też uznać, że cele te realizowane są z podatków. Podatek to nie haracz ani kara nakładana na obywatela, ale składka wpłacana na wspólne cele, będąca w istocie nieodłącznym elementem solidarności społecznej. Dlatego dziś, gdy pilnie potrzebne jest podniesienie poziomu usług publicznych, z pewnością nie ma warunków do obniżenia podatków. „Macie rację, ale nie ma pieniędzy” – mówią Kaczyński i Religa lekarzom i nauczycielom. Dla nich nie ma, ale sa pieniądze na absurdalny projekt obniżenia składki rentowej (koszt: 18 mld zł!).
Kwestia druga jest trochę odmiennej natury. Partie lewicowe przyznają kobiecie pełne prawo wyboru, Partia Demokratyczna nie ma w tej sprawie jednolitego stanowiska. I ten problem można jednak rozwiązać. Po pierwsze, w tej akurat sprawie partie mogą się różnić, a wyborcy na pewno się o to nie pogniewają. Po drugie, o sposobie rozwiązania tego problemu powinni zdecydować obywatele w referendum, a nie posłowie , wykorzystujący przejściową większość do uchwalenia ustawy, która w następnej kadencji może być wywrócona do góry nogami. W wielu krajach europejskich o prawie do przerywania ciąży decydowano w referendum.
Te siedem celów to siedem filarów nowoczesnego państwa europejskiego i wolnego, obywatelskiego, prawdziwie solidarnego społeczeństwa. Alternatywa zarówno dla PiS, jak dla PO.
Miejsce dla Kwaśniewskiego
Każda z tez wymaga uszczegółowienia i rozbudowania o sposoby realizacji, w tym projekty legislacyjne. Na to jednak przyjdzie czas. Najpierw należy ustalić podstawowe zasady i priorytety, potem poddać je publicznej dyskusji, zapraszając do niej szerokie grono specjalistów, w tym środowiska akademickie. Na uniwersytetach powinno się debatować nad rozwiązaniami dla kraju, a nie nad tym, czy i jak lustrować. Dopiero po takiej dyskusji, zainicjowanej przez liderów LiD-u , możliwe będzie przyjęcie pod koniec tego roku uzgodnionego programu - już w rozbudowanej postaci.
Drogę tę powinniśmy przebyć razem z Aleksandrem Kwaśniewskim. Powstaje pytanie o charakter jego obecności w strukturach LiD-u. Nie wstąpi on przecież do żadnej z czterech partii, ani nie stanie formalnie na czele LiD-u, bo każda partia ma swoje kierownictwo statutowo odpowiedzialne za podejmowanie decyzji politycznych i nie może scedować tych uprawnień na kogokolwiek.
Kwaśniewski mógłby natomiast służyć swoim doświadczeniem i autorytetem politycznym w docieraniu do wyborców, a także w rozwiązywaniu problemów wewnętrznych, jakie co pewien czas pojawiają się wewnątrz centrolewicy.
Jeśli jego usytuowanie miałoby być mniej formalne, ale dające realne możliwości oddziaływania, to trzeba szukiwać rozwiązań nietypowych. Kandydat LiD-u na premiera? Z premierem - choć merytorycznie nic tej koncepcji zarzucić nie można - raczej się nie spieszmy. To odległa perspektywa, a LiD jeszcze nie okrzepł. Najpierw uzgodnijmy program wyborczy, a potem przyjdzie czas na dyskusje personalne.
Może więc Kwaśniewski mógby zostać przewodniczącym rady programowej LiD-u? Ten pomysł wydaje się bardziej sensowny. Jest jednak pewien warunek, bez spełnienia którego inicjatywa taka będzie jedynie zabiegiem socjotechnicznym. Otóż powołaniu Rady Programowej powinna towarzyszyć prezentacja podstawowych tez programowych LiD-u uzgodnionych wcześniej przez cztery partie (tezy, które przedstawiłem, można traktować jako punkt wyjścia do takich uzgodnień). Jest to niezbędne także dlatego, że wejściu Kwaśniewskiego do gry musi towarzyszyć jasny komunikat: liderów LiD-u oraz byłego prezydenta łączy nie tylko wspólny interes polityczny, jakim jest poszerzenie elektoratu, ale także wspólne poglądy w podstawowych kwestiach politycznych, społecznych i gospodarczych.
Aktywna, publiczna dyskusja nad programem ożywi LiD i przysporzy mu zwolenników. Przetnie też spekulacje, czy takie inicjatywy, jak krakowski Ruch na Rzecz Demokracji albo spotkanie na Uniwersytecie Warszawskim są, czy też nie są zagrożeniem dla centrolewicy. Jeśli LiD będzie bierny - każdy ruch obok będzie stanowił zagrożenie. Jeśli będzie aktywny - inicjatywy te mogą go tylko wzmocnić.
"Gazeta Wyborcza" - 30 maja 2007
Powrót do "Wiadomości" / Do góry