Niestety, obecny premier i PO są współwinni tej sytuacji. Wiadomo od dawna: szantażyście się nie ustępuje. Tymczasem Donald Tusk, mimo przestróg, w tym niżej podpisanego, już raz ustąpił Jarosławowi Kaczyńskiemu nie podpisując, wbrew oczekiwaniom większości Polaków i wcześniejszym własnym deklaracjom, Karty Praw Podstawowych. Miała to być cena za poparcie PiS właśnie dla ustawy zezwalającej na ratyfikację Traktatu Lizbońskiego. No i ta cena została mocno podniesiona. PiS chce teraz m.in. ustawowych gwarancji ograniczających stosowanie w Polsce Karty Praw Podstawowych. Podnosi przy tym w tej sprawie argumenty, które już wielokrotnie były obalane, że Karta umożliwi zawieranie w Polsce małżeństw homoseksualnych oraz dochodzenie przez Niemców roszczeń majątkowych na naszych ziemiach zachodnich i północnych.
Gdyby premier Tusk zdecydował się na podpisanie Karty razem z traktatem (w grudniu ubiegłego roku), a następnie odwołał się do społeczeństwa rozpisując referendum w sprawie ratyfikacji, to otworzyłby nowy rozdział w naszej polityce, a ludzie w końcu uwierzyliby, że coś od nich zależy. Dziś mają wrażenie, że żyją w jakichś gęstniejących z dnia na dzień oparach absurdu.
Jeśli jeszcze gdzieś przetrwał mit Jarosława Kaczyńskiego jako "genialnego stratega" (gdzie są dziś ci dziennikarze i politolodzy, co tak sławili talenty tego polityka...), to po ostatnich jego zachowaniach w sprawie traktatu rozpadł się on ostatecznie. Kolejny bezczelny szantaż, łamanie swoich własnych obietnic, igranie losem nie tylko Polski, ale i Europy tylko po to, aby zapobiec rozłamowi w PiS, kompromituje go ostatecznie. Ciekawe, czy w tej partii znajdą się ludzie, mający wystarczająco dużo odwagi, aby powiedzieć: dość!
Oczywiście, nie jest to wykluczone. Testem okaże się zapewne głosowanie nad ustawą ratyfikacyjną. Premier nie powinien jednak grać w rosyjską ruletkę licząc na to, że dzięki odważnym posłom z PiS, którzy zagłosują za ratyfikacją, uda się w Sejmie uzbierać niezbędną większość. Zbyt duże ryzyko. Musi mieć koncepcję na wypadek, gdyby wydarzenia potoczyły się inaczej, gdyż inaczej Polsce grozi kompromitacja.
Dlatego Lewica i Demokraci domagają się od PO klarownej postawy: jeśli szantażyści nie wycofają się ze swoich żądań, trzeba odwołać się do referendum, do woli społeczeństwa. Czy można jednak zmienić uchwałę Sejmu, który wybrał drogę parlamentarną procesu ratyfikacji? Prawnicy nie są jednomyślni. Mam jednak dla nich i dla nas wszystkich ważną wiadomość: problemu nie ma! Trybunał Konstytucyjny w wyroku z 27 maja 2003 r. K 11/2003, rozpatrując skargę Romana Giertycha i innych przeciwników Unii Europejskiej na ustawę o referendum ogólnokrajowym odrzucił wszystkie zarzuty i m.in. stwierdził:
"Dopuszczalna jest interpretacja art. 90 Konstytucji przyjmująca, że w przypadku nieuchwalenia ustawy upoważniającej Prezydenta do ratyfikacji umowy z powodu nieuzyskania kwalifikowanej większości głosów możliwe jest podjęcie przez Sejm kolejnej uchwały i przekazanie rozstrzygnięcia suwerenowi działającemu bezpośrednio” (czyli narodowi w formie referendum - przyp. mój). W Sejmie jest większość dla podjęcia takiej uchwały. Jest więc rozwiązanie prawne dla Traktatu Lizbońskiego. Szantaż nie przejdzie - no pasaran!
Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMI - 19 marca 2008
Powrót do "Wiadomości" / Do góry