Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt



Wiadomości / 10.12.08, 11:43 / Powrót

Przesadny optymizm

Sejm uchwalił budżet na 2009 r. W związku ze światowym kryzysem ekonomicznym rząd skorygował pierwotne założenia, ale i tak okazał się wielkim optymistą. Przyszłoroczny wzrost gospodarczy ma w Polsce wynieść nie 4,8% jak wcześniej prognozowano, a 3,7%, choć wszyscy niezależni ekonomiści i analitycy mówią, że będzie to między 2% a 3%. W rezultacie wydatki mają być mniejsze w stosunku do wcześniej planowanych o 1,7 mld zł, czyli o ok. 0,5%, co mieści się w granicach błędu statystycznego i właściwie nie było potrzeby, by rząd taką poprawkę zgłaszał.
Lubię i cenię optymistów – sam nim jestem, ale musimy też być realistami. A realna modyfikacja budżetu powinna, moim zdaniem, polegać na korekcie wydatków o 5- 6 mld zł. Jednak już te 1,7 mld zł spowodowało małe trzęsienie ziemi w koalicji z powodu ograniczenia środków dla rolnictwa - wicepremier Pawlak wyraźnie odciął się od tego – i na przeforsowanie w rządzie bardziej radykalnych cięć minister finansów nie miał szans. Obawiam się, że będą one dokonywane w ciągu roku już bez kontroli parlamentu, co nic dobrego nie wróży.
Te 3,7% wzrostu ma uwiarygodniać tzw. pakiet stabilizacyjny, który rząd przygotowuje w celu ograniczenia negatywnego wpływu światowego kryzysu na polską gospodarkę. Propozycje zawarte w pakiecie – w tym rozszerzenie gwarancji kredytowych, lepsze wykorzystanie środków europejskich, ulgi inwestycyjne dla firm rozpoczynających działalność, utworzenie rezerwy solidarności społecznej, zmiany przepisów, które uproszczą i ułatwią działalność gospodarczą - są słuszne, ale za mało odważne. Brakuje mi przede wszystkim rozwiązań, które wpłynęłyby na pobudzenie budownictwa mieszkaniowego. Uważam też, że ulga inwestycyjna mogłaby być rozszerzona na wszystkie firmy przez 2-3 lata.
Program na razie jest mało skonkretyzowany, ale generalnie rząd podejmuje działania obliczone na zwiększenie podaży kredytu dla przedsiębiorstw, natomiast prawie nic nie proponuje dla podtrzymania popytu konsumpcyjnego. Obniżenie VAT-u to za mało, a obniżka najwyższej skali podatku PIT ma w tym przypadku niewielkie znaczenie. Ludzie, którzy dużo zarabiają, wydają dodatkowe pieniądze albo na dobra luksusowe, często importowane, albo oszczędzają, a dzisiaj problemem nie jest poziom oszczędności, lecz właśnie wielkość popytu konsumpcyjnego.
Przy okazji debaty budżetowej mogliśmy kolejny raz się przekonać, jak wiele szkód wyrządziła decyzja ministra Rostowskiego i całego rządu, a wcześniej rządu PiS, dotycząca obniżki składki rentowej oraz najwyższej stawki PIT. Nie robi się takich rzeczy w okresach szczytowej koniunktury. Daniny obniża się wtedy, kiedy jest potrzeba zwiększenia popytu. Gdyby tego wtedy nie dokonano, mielibyśmy dzisiaj do dyspozycji 30 mld zł, które można by przeznaczyć albo na radykalne zmniejszenie deficytu i odbudowanie wiarygodności finansowej Polski, albo na programy, które ożywiałyby koniunkturę. Minister Rostowski dzisiaj broni tego, ale chyba ma wyrzuty sumienia, bo przywołuje jako współtwórcę „sukcesu” PiS. Jeśli zaś PO chce z kimś dzielić sukces, to należy sądzić, że oczekuje, iż będzie to potraktowane raczej jako wina.
W sumie budżet niewiele różni się od tego, który rząd przedstawił kilka tygodni temu. Był i jest on dla mnie i dla SDPL nie do zaakceptowania, ponieważ, po pierwsze, hasło budowy gospodarki i społeczeństwa opartych na wiedzy nie zostało poparte ani sensownym, całościowym programem, ani pieniędzmi na jego realizację. Po drugie, zamiast działać na rzecz budowy kapitału społecznego, solidarności społecznej, rząd albo nie podejmuje decyzji, które likwidują podziały i różnice, albo podejmuje takie, które te różnice zwiększają (obniżka PIT dla najwięcej zarabiających). W dodatku wydatki socjalne to jedyna grupa wydatków, która ma ujemny wskaźnik wzrostu. Planowany fundusz rezerwy solidarności tylko trochę poprawi sytuację w tym zakresie.
Ten budżet i wcześniejsze decyzje, które go ukształtowały świadczą o tym, że polski rząd jest chyba ostatnią już ostoją neoliberalnej polityki ekonomicznej, od której odeszła nie tylko Europa, ale ostatnio także Ameryka. Na domiar złego na przekór rzeczywistości liczy na cud wysokiego wzrostu gospodarczego.

Marek Borowski
Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMI
10 grudnia 2008 r.


Powrót do "Wiadomości" / Do góry