Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt



Wystąpienia / 30.06.03 / Powrót do "Wystąpienia"

Wystąpienie na II Kongresie SLD

1. Uczestniczę w II Kongresie Sojuszu Lewicy Demokratycznej w podwójnej roli: jako Marszałek Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej, Sejmu, w którym SLD jest największym ugrupowaniem, współtworzącym zaplecze parlamentarne dla koalicji rządowej oraz jako delegat na Kongres , jeden z - można to tak powiedzieć - ojców-zalożycieli SdRP i SLD. Z tych dwóch perspektyw chciałbym wypowiedzieć kilka myśli o dniu dzisiejszym i przyszłości Sojuszu Lewicy Demokratycznej.

2. W dyskusji poprzedzającej kongres wypowiadałem się zarówno publicznie, jak i w gronie delegatów, za zmianami w funkcjonowaniu SLD. Były to wypowiedzi krytyczne, bowiem uważam, że jako ugrupowanie polityczne znaleźliśmy się w momencie zwrotnym. Znaczny spadek społecznego poparcia dla rządu , wyraźnie mniejsza aprobata Polaków dla Sojuszu, kurczenie się elektoratu socjaldemokracji. To dzisiaj jedynie tendencja, ale może się ona przerodzić w trwałe, groźne zjawisko politycznej marginalizacji SLD. Ten proces musimy zahamować.

3. Aby tak się stało, musimy najpierw ocenić przyczyny kryzysu, jaki przeżywamy, potem ustalić metody kuracji, a wreszcie być gotowym do wykonania ogromnej pracy, w którą musi być zaangażowanych wiele osób, pełniących różne funkcje w partii i z jej rekomendacji pozostających na stanowiskach publicznych. Czy Kongres dał nam narzędzia do tej odnowicielskiej pracy - to już niech oceni każdy z delegatów.
4. Co jednak ma być ową latarnią morską, ku której powinniśmy kierować nasze działania? Oczywiście lewicowe, socjaldemokratyczne wartości, obecne w naszym programie i wielokrotnie wymieniane na tej sali. Ale ani wartości te nie istnieją tylko dla nas, ani my tylko dla nich. I my i one mają sens jedynie wówczas, gdy służą obywatelom i Rzeczypospolitej. W przekładzie na język polityczny oznacza to, że interes partyjny nie może górować nad interesem państwa. I właśnie w obszarze partia a państwo kilka kwestii wymaga naszej szczególnej uwagi, uświadomienia sobie ich znaczenia dla przyszłości SLD.

Po pierwsze, SLD ponosi dziś największą odpowiedzialność za państwo i stan polskiej demokracji. Stale zatem musimy pytać: jakie państwo budujemy? Czy jest to państwo demokratyczne, rządne, uczciwe, obywatelskie? To prawda, że jako formacja mamy prawo do satysfakcji: znaczący jest nasz udział w tworzeniu bezpiecznej perspektywy Polski i państwa, wystarczy powiedzieć o naszym wejściu do NATO i Unii Europejskiej. Ale też muszą nas - jako największe ugrupowanie na polskiej scenie politycznej - niepokoić zjawiska świadczące o wyłączeniu znaczącej części społeczeństwa z udziału w życiu publicznym, wyrażające się chociażby w zbyt małej frekwencji w wyborach do parlamentu i samorządów. Naszą główną troską powinno być nie to, czy sondaże dają SLD 1% więcej czy mniej poparcia, ale to, że polowa Polaków (w tym znaczna część sympatyków SLD) chce wymiany wszystkich partii i polityków - po prostu ma ich dość. Referendum pokazało wprawdzie, że Polacy chcą uczestniczyć w podejmowaniu ważkich decyzji dotyczących państwa i ich własnego losu, jednak ten stan aktywności szybko zaniknie, jeśli przyczyny społecznej apatii nie zostaną nazwane i ograniczone.

Strategicznym celem SLD - jak zaproponował Leszek Miller - powinno być stopniowe wyrównywanie zasadniczych dysproporcji cywilizacyjnych pomiędzy Polską a społecznościami tworzącymi dziś Unię Europejską. Dla jego osiągnięcia - to oczywiste - konieczny jest powrót polskiej gospodarki na ścieżkę wzrostu. To warunek podstawowy. Ale sam wzrost nie zapewnia jeszcze urzeczywistnienia fundamentalnych wartości socjaldemokracji - równości społecznych szans, cywilizacyjnego awansu dla większości a nie tylko wybranych, solidarności społecznej. Naiwnością byłoby bowiem sądzić, że system demokratyczny i gospodarka rynkowa z natury rzeczy ubogaca wszystkich; wielu, zbyt wielu jest takich, którzy - często nie z własnej winy - są nie "ubogaceni", a "ubiedzeni". Rolą państwa zatem jest przeciwdziałać pauperyzacji społeczeństwa, bo za nią idzie wykluczenie socjalne, apatia, a czasami bunt. Takie państwo staje się słabe i mniej efektywne. Jeśli państwo przestaje interesować się swoimi obywatelami, obywatele przestają interesować się państwem. Lewica musi postawić sobie tu konkretne cele. Pierwszy i podstawowy to taki, że nikt w Polsce nie może cierpieć głodu, zimna lub nie mieć -choćby czasowego - dachu nad głową. Nie jesteśmy biednym krajem trzeciego świata, aby nie móc tego zadania zrealizować. Apel do powiatów - słuszna rzecz, ale apele tu nie wystarczą. Decyzje podatkowe i budżetowe muszą brać pod uwagę realizację tego celu. Dopóki tak się nie stanie, nie podniosę ręki za obniżką podatku dla ludzi zamożnych, czyli za podatkiem liniowym. To nie kwestia doktrynalna, ale przede wszystkim sposób rozumienia państwa, jako dobra wspólnego, a nie postawu sukna, z którego silniejsi wyrwą co ładniejsze i większe kawałki.

Po drugie, SLD musi być gwarantem państwa silnego, przyjaznego obywatelom i sprawiedliwego, w którym równość wszystkich obywateli wobec prawa nie jest konstytucyjnym ornamentem, lecz codzienną praktyką. Dzisiaj w przekonaniu wielu obywateli ten fundament demokracji jest naruszony. Jeśli SLD nie potwierdzi praktycznie, że zwalczanie korupcji, gospodarczych afer, panoszenia się prywaty w życiu publicznym, tępienia nepotyzmu, niejasnych powiązań i układów, znajduje się w centrum działania socjaldemokracji - przegra własną przyszłość. To prawda, że za innych rządów wszystkie te zjawiska też występowały. Ale właśnie dlatego Polacy zagłosowali masowo na SLD, bo uwierzyli w nasze obietnice, że wydamy tym patologiom skuteczną walkę. Tak się jednak nie stało. Państwo posiada aparat wymiaru sprawiedliwości i ścigania, mamy rozbudowany państwowy system kontroli, ale ciągle nieskuteczny system kontroli społecznej. Chciałbym wyraźnie powiedzieć, że naszym sojusznikiem w tym dziele powinny być niezależne media: publiczne i prywatne. Wiem, jak boli niesłuszne i niezasadne oskarżenie ze strony mediów (mówi się nawet, że polityk jest jak mucha: można go zabić gazetą) ale powinniśmy pamiętać, jak kosztowny - politycznie i społecznie - może być brak reakcji na sygnały mediów. Jeśli chcemy, aby czwarta władza - mająca oczywiście swoje grzechy - miała respekt wobec władzy ustawodawczej i wykonawczej, aby wizerunek elit politycznych był lepszy, musimy rozpocząć porządki we własnych szeregach. Dotyczy to przede wszystkim funkcjonariuszy publicznych. Zasada, że dozwolone jest wszystko, co nie jest zabronione, nie powinna odnosić się do osób podejmujących służbę publiczna. W tej służbie obowiązywać muszą przede wszystkim rygorystyczne zasady etyczne, z którymi związane są słowa: nie wypada, nie godzi się, wstyd. Z wyjaśnianiem tych spraw nie można czekać na osąd prokuratora. To dobrze, że premier nie jest ślepym wykonawcą medialnych wskazań, ale szef rządu powinien stworzyć system, szybko ustalający ewentualne naruszenie etyki urzędniczej i skutkujący zawieszeniem lub odsunięciem obciążonego zarzutami do czasu pełnego wyjaśnienia sprawy przez organa ścigania.

Po trzecie, w systemie kontroli społecznej, rugowania z naszego życia publicznego zjawisk negatywnych musi się też zwiększyć rola mediów publicznych. To przecież jest jeden z najważniejszych elementów ich misji. Warunkiem jest rezygnacja z ich upartyjnienia. Chociaż to nie SLD a prawica jest prekursorem tego procesu, to dzisiaj my powinniśmy strzec ich niezależności. Warto by przyjąć zasadę, że politycy porozumiewają się z kierownictwem telewizji publicznej i publicznego radia wyłącznie oficjalnie, a już na pewno nie za pośrednictwem SMS-ów. W tym kontekście z uznaniem witam list Danuty Waniek do Kongresu.

Po czwarte, z odpowiedzialnością za państwo wiąże się konieczność ciągłego monitorowania i reformowania także naszego systemu politycznego - jeśli może to posłużyć lepszemu funkcjonowaniu demokracji. W takich sprawach powinniśmy wykazać zdolność do zawierania porozumień ponad podziałami. Dobrze wiem, jak to jest trudne, zwłaszcza gdy partnerem jest ugrupowanie wzbudzające w nas uczucia dalekie od sympatii. Jednak - powtórzę - gdy w grę wchodzi budowa państwa obywatelskiego i umocnienie instytucji demokratycznych, sympatie i antypatie trzeba odłożyć na bok. Płaszczyzną takiego porozumienia mogłaby być kwestia ordynacji wyborczej. Podstawową wadą obecnej jest to, że przy wielomandatowych okręgach wyborczych rozmywa się odpowiedzialność parlamentarzysty wobec wyborców. Zmniejsza to zainteresowanie obywateli wyborami , obniża rangę parlamentu i zniechęca do udziału w życiu publicznym. Warto więc przedyskutować inicjatywę Prezydenta w sprawie jednomandatowych okręgów w wyborach do Senatu, ale także zastanowić się nad taką ordynacją w wyborach do Sejmu, która zachowując system proporcjonalny, łączyłaby go z pewną liczbą okręgów jednomandatowych (na wzór systemu niemieckiego). Zmiana tego stanu rzeczy leży w interesie państwa, a wszystko, co leży w interesie państwa powinno zostać podjęte przez Sojusz Lewicy Demokratycznej.
Daliśmy niejednokrotnie dowody, że potrafimy tak właśnie działać: w interesie państwa i społeczeństwa - mamy znów po temu okazję.

Po piąte, państwo demokratyczne to przede wszystkim państwo prawa. Bez dobrego prawa nie ma państwa prawa, zaś idea społeczeństwa obywatelskiego wyradza się w praktykę społeczeństwa chaosu i walki o swoje, bez względu na interes wspólny i współobywateli. Przygotowywane przez rząd projekty ustaw o zasadniczym znaczeniu politycznym i społecznym powinny być poddawane szerszej, ogólnospołecznej dyskusji. Społeczne skutki braku takiego stylu w uchwalaniu prawa są dotkliwe. Źle przygotowane, niezaakceptowane przez rządową Radę Legislacyjną i niewłaściwie lub wcale nie konsultowane ustawy o abolicji podatkowej, biopaliwach czy wreszcie słynna ustawa o radiofonii i telewizji kosztowały nas i kosztują bardzo wiele. Trudno jednak będzie uwierzyć w wolę zmian, w sytuacji gdy za te rażące uchybienia nikt - jak do tej pory - nie poniósł konsekwencji, a przynajmniej nic opinii publicznej o tym nie wiadomo.

Po szóste, SLD powinien budować państwo, w którym młodzi, zdolni ludzie dostrzegą swoją szansę. Szliśmy do Europy nie po to, aby traktować ją jako rezerwuar pracy dla polskiej młodzieży. Może tam ona i powinna szukać swojej szansy, ale jej miejsce jest przede wszystkim tutaj, we własnym domu, w Polsce. To wymaga oczywiście rozwoju naszej gospodarki, wyjścia z zaklętego kręgu niemożności w zwalczaniu bezrobocia i - co więcej - umożliwienia młodym Polakom dostępu do największego kapitału we współczesnym świecie - do wiedzy. Ale ta kwestia wymaga też politycznej determinacji: pokazania możliwości awansu młodych ludzi w obszarze sektora publicznego, w spółkach skarbu państwa, w stosunku do którego państwo może i powinno prowadzić politykę promocji młodych kadr. Potrzeba jak najwięcej przejrzystości w polityce kadrowej, powinna powstać jak najdłuższa lista stanowisk w instytucjach rządowych, ale także w tych samorządach, gdzie rządzi SLD, obsadzanych w drodze otwartych konkursów. Tylko tak, a nie zaklęciami przekonamy młodych ludzi, że ich zatrudnienie i awans zależą tylko od ich wiedzy, talentu i pracowitości.
I wreszcie po siódme - zmiana stylu pracy samej partii nie wystarczy. O wizerunku SLD decyduje dzisiaj funkcjonowanie naszego rządu, w którego działaniu wiele musi się zmienić, aby zaczął on odzyskiwać społeczne poparcie. To prawda, że o sile rządu decyduje parlamentarna arytmetyka. Pokazaliśmy dobitnie, że nasz rząd ma parlamentarną większość, choć nie wiemy jeszcze, czy większość ta gotowa będzie wziąć wraz z nami na siebie ciężar czekających nas trudnych decyzji. Ale chcemy, czy nie, musimy się sobie przyglądać w lustrze opinii publicznej. Nawet jeśli często nasza twarz pojawia się w nim jak w krzywym zwierciadle, to nie możemy zaniedbać starań o nasz lepszy wizerunek. Warunkiem jego poprawienia przez rząd jest wyrazistość programowa; jej brak uderza wprost w SLD i Klub Parlamentarny Sojuszu. Karuzela stanowisk w rządzie, niejasność wielu powołań i odwołań, dwanaście zmian ministerialnych w ciągu zaledwie 20 miesięcy - rodzą pytanie o programową spójność rządu i jego zaplecza politycznego, jakim jest SLD. Obywatel ma prawo wątpić, czy rząd SLD szedł do wyborów z jakąkolwiek klarowną polityką ekonomiczną, jeśli mamy już trzeciego ministra finansów, trzeciego ministra skarbu i drugiego ministra gospodarki? Chciałoby się powiedzieć: tak dalej być nie może, ale chyba gdzieś to już słyszałem. Mamy nadzieję, że ekipa wicepremiera Hausnera, z którą wiążemy duże nadzieje, zakończy ten okres poszukiwań.
Szanowni delegaci,

Na tym Kongresie nie malujemy laurek. Każdy z nas podlega krytyce. Ta krytyczna postawa wobec współtworzonej przez nas rzeczywistości ma swoje źródła w niej samej. Celem jest jej naprawa. Krytykuję , ale także proponuję. Pamiętajmy jednak, że naprawa partii nie jest celem samym w sobie. Jest potrzebna dla naprawy państwa. W Polsce ukształtowało się przekonanie, że polityka to walka i to w stylu wolnoamerykańskim. W tym ciągłym "kto kogo" o interesie państwa wielu dawno już zapomniało. Celują w tym partie prawicowe, ale i my nie jesteśmy bez grzechu. Nie boję się walki, ale im dłużej w tym tkwię, tym bardziej nabieram przekonania, że walka, która nie prowadzi do konsensusu, jest czasem straconym, a my czasu nie mamy. Dlatego proszę i apeluję - jako delegat i Marszałek Sejmu: walczmy o nasze ideały, ale tak, aby naprawiać i budować państwo, w którym nasi rodacy będą się czuli u siebie i coraz lepiej.
Często mówimy, że naszym ostatecznym sędzią są nasi wyborcy. W średniej perspektywie i w stosunku do partii pewnie tak jest. Ale w wymiarze jednostkowym, wręcz osobistym, najsurowszym sędzią są nasze dzieci, a będą nasze wnuki. Iza Sierakowska w wywiadzie powiedziała, że SLD jest partią dziadków. To prawda, ale obcowanie z wnukami odmładza i uaktywnia, czego najlepszym potwierdzeniem jest sama Iza Sierakowska. Wnuki jednak mają to do siebie, że dorastają. I wiecie, czego się najbardziej boję? Że jeśli my dziś będziemy głównie myśleć o sobie, zamiast o państwie, to za 15 lat mój wnuk zapyta mnie: coś ty właściwie zrobił dla kraju? Co zrobiłeś dla mnie? Po co zajmowałeś się polityką? Po co byłeś w tym SLD?
No właśnie. Po co? Niech każdy z nas odpowie sobie na to pytanie sam i niech wyciągnie z tej odpowiedzi wnioski. Jeśli w naszych działaniach będziemy zawsze myśleć nie tylko o najbliższych wyborach, ale przede wszystkim o tym, co odpowiemy naszym wnukom - możemy być spokojni o przyszłość SLD. Wtedy damy sobie radę ze wszystkimi trudnościami - czego Wam, drogie Koleżanki i Koledzy delegaci, nowemu kierownictwu partii, a i sobie życzę.

Źródło: www.borowski.pl

Powrót do "Wystąpienia" / Do góry