Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt



Wywiady / 18.08.00 / Powrót

Bez bohaterszczyzny ("Gazeta Wyborcza")

Dariusz Stasik: W lipcu inflacja skoczyła do poziomu najwyższego od dwóch lat. Rada Polityki Pieniężnej będzie się zastanawiać, czy podnieść stopy procentowe. Powinna to zrobić?

Marek Borowski: Na podstawie tych danych, które mam, nie. Bo co to miałoby dać. Problem leży w źródłach inflacji. Jeśli jest to luźna polityka pieniężna, a za tym nadmierny wzrost płac, kredytów, to stopami można ograniczyć konsumpcję i popyt wewnętrzny. Ale jeśli przyczyny są zewnętrzne, jak susza, przymrozki czy drożejąca w świecie ropa, to po podwyżkach stóp ani susza nie zniknie, ani ropa nie stanieje.

Inflacja wciąż jest bliska 10 proc.

- Mieliśmy już inflację średnioroczną na poziomie 7,3 proc. Trzeba pamiętać, że im niższa inflacja, tym trudniej ją dalej obniżać, bo istnieje szereg czynników wewnętrznych podtrzymujących ją, jak np. podwyżki cen regulowanych czy podatków pośrednich oraz niedostateczna konkurencja w niektórych sektorach. Na pewną inflację jesteśmy skazani. W 1998 roku udało nam się znacznie obniżyć inflację, bo mieliśmy kryzys w Rosji. Była nadpodaż żywności, ceny spadały, rząd nie interweniował i mieliśmy piękny wynik. Ale odbyło się to kosztem rolnictwa i dochodów rolników. Stoimy przed dylematem: wolniejszy spadek inflacji, albo blokady na drogach i niepokoje na wsi. Teraz, gdyby nie susza, może udałoby się zejść z inflacją poniżej 10 proc.

Rada, decydując się na podwyżkę stóp, ma jednak na względzie nie cel tegoroczny, ale średniookresowy, czyli zbicie inflacji poniżej 4 proc. w roku 2003.

- Stąd płynie wniosek: nie szaleć i bez bohaterszczyzny. Od początku miałem wątpliwości do tak napiętego programu zbijania inflacji. Jeśli w tym roku wyniesie ona ok. 9 proc., to musi spadać o 2 punkty rocznie, by cel ten osiągnąć. To może być trudne.

Ten cel wyznaczono jednak, mając na uwadze nasze wejście do UE.

- Nie chcę zapeszać, ale data naszego wejścia do UE, czyli 1 stycznia 2003 roku, nie jest przecież w żadnym wypadku przesądzona. Poza tym, formalnie, żeby wejść do Unii, nie musimy mieć inflacji poniżej 4 proc. Tego wymaga wejście do Unii Monetarnej. Szybkie obniżanie inflacji wymaga ostrzejszej polityki fiskalnej, a sytuacja budżetu jest tragiczna. Czy za cenę degradacji np. edukacji i pomocy społecznej mamy szybko zbić inflację i liczyć, że wtedy wszystko ruszy do przodu? Czy może pogodzić się z tym, że schodzenie z inflacją będzie wolniejsze. Ja optuję za tym drugim.

Mimo to mamy obecnie problem z inflacją, a możliwości oddziaływania na nią decyzjami Rady wyczerpały się.

- Rzeczywiście, skuteczność tej polityki jest skromna. Podwyżka stóp musiałaby być duża, ale to zabiłoby przedsiębiorczość i mielibyśmy stagnację gospodarki. Na tym poziomie inflacji i przy tych czynnikach ta polityka jest mało skuteczna. RPP zdaje sobie z tego sprawę, z drugiej jednak strony źle się czuje, nic nie robiąc. Od czasu do czasu musi zareagować, ale czy teraz - mam wątpliwości.

Właśnie z tego powodu coraz więcej ekonomistów wskazuje, że to rząd powinien podjąć działania antyinflacyjne, a więc np. szybko zdemonopolizować gospodarkę czy zliberalizować handel rolny lub rynek pracy.

- Zgadzam się. Demonopolizacja oznacza dopuszczenie większej konkurencji, a to spowoduje spadek cen. Problem jednak w tym, że trzeba to pogodzić z polityką szans rozwoju poszczególnych sektorów. Jeśli obniżymy cła na żywność i do kraju szerokim strumieniem napłynie zboże, a potem mięso, to musi to zbić ceny. Ale zarazem obniży to dochodowość rolnictwa i za moment ograniczy produkcję w kraju. Wtedy ceny znowu wzrosną. Spadną, jeśli pozwoli się na kolejny import, ale wtedy wzrośnie deficyt w handlu i na rachunku obrotów bieżących. To więc problem wyboru. Szybkie dopuszczenie konkurencji w rolnictwie czy hutnictwie byłoby dla tych sektorów groźne. Trzeba szukać złotego środka, czyli stopniowo obniżać inflację, traktując to jako cel ważny, ale nie główny.

Propozycje reformy rynku pracy powinny być uzgodnione między pracodawcami, pracownikami i rządem. Sejm powinien wkroczyć w ostateczności. Każdą propozycję zmian będziemy rozpatrywać oddzielnie, mając na uwadze możliwe korzyści, jak i obawy.

Rozmawiał Dariusz Stasik

Źródło: "Gazeta Wyborcza"

Powrót do "Wywiady" / Do góry