Marek Borowski - To jest degradacja niezwykle ważnej formy demokracji. Władze powinny używać tego instrumentu tylko wtedy, gdy nie chcą same rozstrzygać pewnych kwestii. W tym przypadku to nonsens, bo każde z tych pytań jest rozstrzygnięte. Nie ma co do nich sporu. Pytania są zadawane w zupełnie innym celu.
Jaki to jest cel?
Celem jest zwiększenie frekwencji wyborczej. Obecnie wynosi ona ok. 50-60 proc. Rządzący wymyślili, że ludzie chętniej wezmą udział w głosowaniu, w którym tak sformułują pytania, jakby istniało jakieś zagrożenie. Rząd - przedstawiając pytania - poinformował Polaków, że ktoś może im podwyższyć wiek emerytalny albo rozebrać zaporę na granicy z Białorusią. PiS zdaje się mówić do obywateli: rozumiemy, że nie chodzicie na wybory, ale przyjdźcie i zagłosujcie przeciw w referendum, a przy okazji możecie wybrać tych, którzy są waszymi najlepszymi obrońcami. To jest trik polityczny, który nawet rozumiem - Orban zrobił tak samo na Węgrzech. Niestety, cierpi na tym mechanizm referendum, którego nie powinno się ośmieszać. Politycy, którzy to rozumieją, powinni informować społeczeństwo, jaki jest jego cel, i deklarować, że nie wezmą w nim udziału. Są różne strategie: można z niego żartować albo wzywać do bojkotu jak Lewica.
KO także wezwie do bojkotu referendum?
Trzeba zdać się na inteligencję wyborców i nie wciskać im na siłę decyzji. Osobiście nie zamierzam odbierać karty do referendum.
W małych miejscowościach, gdzie wszyscy się znają, odmowa odbioru karty referendalnej jest jasną deklaracją polityczną.
Tak, ale tajność udziału w referendum nie istnieje.
Ale odmowa udziału świadczy o poglądach, bo wskazuje na to, że jest się zwolennikiem opozycji, czyli tajność w wyborach będzie zagrożona.
Rozmawiałem w tej sprawie z przedstawicielami PKW. Problem polega na tym, że w ustawie jest przepis, który mówi, że można organizować referendum razem z wyborami. W wielu krajach się tak robi, ale nikt nie zakładał, że ktoś zorganizuje sztuczne referendum. To w rzeczywistości sprawdza, kto jest za rządem, a kto jest przeciw. Samo wzięcie karty do referendum już odpowiada na to pytanie. Przepisy mówią, że nie wolno wynosić karty poza lokal wyborczy ani jej zniszczyć, to jest karalne. Wyborca, który nie chce brać udziału w referendum, jest w sytuacji bez wyjścia. Jak wyborca nic nie zaznaczy na karcie i wrzuci ją do urny, to jego głos jest nieważny, ale liczy się do frekwencji. A przepisy mówią o tym, że referendum jest wiążące, gdy bierze w nim udział ponad połowa uprawnionych osób.
Źródło: Rzeczpospolita
Powrót do "Wywiady" / Do góry | | | |
|