- Ja już tym panom nie mam nic do powiedzenia od dłuższego czasu i od momentu, kiedy postawiłem wniosek o odwołanie Andrzeja Leppera z funkcji wicemarszałka - to było dobrych parę lat temu - można powiedzieć, że mentalnie pożegnałem się z tą formacją. I to, co się działo dalej, to dla mnie jest prosta konsekwencja sposobu tworzenia tej partii - powiedziałbym - mentalności przywódcy, wodza i wszystkich tych, którzy go otaczają. I to tylko, co mnie najbardziej dziwi - już mnie nic nie dziwi - ale na co chciałem zwrócić uwagę to jest to, że największą w gruncie rzeczy odpowiedzialność polityczną ponoszą ci, którzy z taką partią kolaborują. I PiS wchodząc w koalicję z Lepperem i Jarosław Kaczyński podejmując taką decyzję, zważywszy, że generalnie uważa się go za polityka dobrego, musiał podjąć ją wobec tego świadomie i wobec tego, to go obciąża. Po prostu bardzo silnie go to obciąża.
- Może tak, jak Pan kiedyś i Jarosław Kaczyński nie wiedział, co to tak naprawdę jest Samoobrona, że już nie ruch ludowy, jeśli w ogóle kiedykolwiek był, nawet nie spółka z ograniczoną odpowiedzialnością, gdzie handluje się miejscami, ale takie towarzystwo dobrej i brudnej zabawy?
- Powiedzmy sobie, że ja mogłem jeszcze nie wiedzieć, bo Andrzej Lepper wszedł do Sejmu wtedy po raz pierwszy i zadeklarował, iż będzie przestrzegał reguł demokratycznych. Po to wszedł do Sejmu właśnie, żeby przestać biegać po ulicach i naruszać prawo. Stąd też pewien kredyt zaufania się należał. Ale krótko - on trwał parę miesięcy. Okazało się, że nic z tego nie zamierza wykonać. I stąd był wniosek o odwołanie go z funkcji wicemarszałka. Natomiast wszystko to, co się potem działo, powinno jednak dać do myślenia. Przypomnę, że przecież sprawa Renaty Beger zaczęła się znacznie wcześniej - ja nie mówię o pokoju hotelowym, tylko o fałszowaniu list z podpisami - zaczęła się wcześniej.
Zobacz wywiad
Powrót do "Wiadomości" / Do góry | | | |
|